Jestem z Układu

Prawicowe fioły tańczą ze zwłokami generała.

czwartek, 21 czerwca 2012

 W informacjach o śmierci generała Petelickiego nie ma, jak dotąd, nic, co by wskazywało, że został zamordowany. Na odwrót to co wiadomo z przekazu prokuratury, także z sekcji zwłok, wskazuje, że popełnił samobójstwo. Powiedziałbym; bardzo fachowo, czy filmowo, jak kto woli, wkładając sobie pistolet do ust i pociągając za spust. To tragiczne, budzące współczucie dla rodziny, zapewne finał czegoś, co okazało się ponad jego siły, które wcale nie musiały być takie, jakby na to wskazywał jego życiorys, czy zachowania publiczne. To jest jego tajemnica. Nie zamierzam robić o niej żadnych domysłów. Finał, tragiczny, jest zarazem trywialny, lufa pistoletu w ustach.

Każda gwałtowna śmierć osoby znanej publicznie budzi ciekawość i ciekawstwo. Co się za tym kryje i czy aby ktoś za tym nie stoi. Podobnie było, i nadal zresztą jest, z krystalicznie oczywistym wypadkiem samochodowym Waleriana Pańko, czy z równie krystalicznie oczywistym powieszeniem się Andrzeja Leppera. Podobnych przypadków jest sporo; nie budzących podejrzeń, ze strony badającej je prokuratury, są murowanymi morderstwami dla podejrzliwej części publiki, bo zawsze jest taka, że szuka spisków i sensacji. To normalne i nie byłoby tematu do pisania, gdyby nie nasza polityczna osobliwość, a raczej schorzenie, które trwa sporo lat. Najbardziej pasuje mi określenie „fiołotwór złośliwy”, czyli nie dające się niczym pohamować pragnienie, by Polska, w której żyje taki zainfekowany, wbrew wszelkim oczywistościom, okazała się krajem, jak z Południowej Ameryki, w czasie, gdy w niektórych szalały komanda śmierci. W Polsce szaleje, jak napisał ważny zakażony, „zbiorowy samobójca”. Utłukł kilkanaście, czy kilkadziesiąt osób.W głównym prasowym rozsadniku „fiołotwórstwa”, „Gazecie Polskiej” wywalono o tym „zbiorowym samobójcy” tekst na kolumnę, i to on rozwarł superkomandosowi zęby i walnął mu w mózg.
 
Śmierć generała Petelickiego jest tragedią, ale to, co prawicowa nekrofilia z pisoidalnego świata z nią wyprawia, nadaje się tylko na kpienie i politowanie. Włącznie z tajemniczą „krótką listą” Prezesa Kaczyńskiego złożoną z osób źle mówiących o początkach, czy o całej transformacji i przeznaczonych do likwidacji. Jakieś horrendum! Jak dotąd jedyną „krótką listą” była ta jego brata, może obu braci, z Moniką Olejnik do załatwienia.

Cały ten pisoidalny konglomerat pogrąża się coraz bardziej w aberrację. Każda dobra wieść o kraju, to przerażenie, bo to idzie na dobro Tuska, Komorowskiego i PO! A tu jeszcze Euro 2012 dobrze wychodzi. (Co też gadam! Dziennikarze rosyjscy poparli posła Błaszczaka, że to organizacyjna porażka). W samonakręcającej się karuzeli majaczeń Polska wedle nich to społeczeństwo zniewolone, terroryzowane przez zabójców z rządu i obcych państw, spętane cenzurą i zakazami dla TV Trwam, prześladujące odważnych dziennikarzy itd. A nad tym złowieszcze oblicze cara północy i pani Fuhrer z Berlina rozważających, jak tu jeszcze bardziej wolnych Polaków wziąć w dyby. I generał Petelicki jest jedną z ofiar tego horroru, bo jak powiedziała nieoceniona Jadwiga Staniszkis, wiedział za wiele o tym, czego nie powinien. Uwaga Jadziu, znaczy Ty też wiesz! Jest wcale nie mała liczba Polaków wierzących w te bzdury i wznoszących okrzyki „Jarosław Polskę zbaw”. To sprawia, że nie wolno ich lekceważyć, bo szaleństwa powtarzane i powtarzane, jeśli jeszcze trafią na sprzyjający czas, są jak taki właśnie fiołotwór złośliwy dający łatwo przerzuty, a leczący się ciężko. Na razie jednak szczepionki przeciw szajbie i kordony ochronne z rozsądku ludzi i pogody ducha trzymają się nieźle. Mimo porażki drużyny narodowej.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski
http://wiadomosci.wp.pl/kat,126914,title,Prawicowe-fioly-tancza-ze-zwlokami-generala,wid,14668417,wiadomosc.html

Jak odwołano rząd Olszewskiego

sobota, 2 czerwca 2012

Rozmowa Piotra Rachtana ze mną, chyba w 15 -lecie odwołania tego rządu.

 

Piotr Rachtan: Noc teczek — finał, nie początek

2012-06-02. O rzą­dzie Jana Olszew­skiego, Tade­uszu Mazo­wiec­kim, Jaro­sła­wie Kaczyń­skim i Lechu Wałę­sie mówi Wal­de­mar Kuczyń­ski, eko­no­mi­sta, doradca „Soli­dar­no­ści”, były mini­ster prze­kształ­ceń wła­sno­ścio­wych, zało­ży­ciel Unii Demokratycznej.

Mitem zało­ży­ciel­skim IV RP jest upa­dek rządu Jana Olszew­skiego spo­wo­do­wany „nocą dłu­gich teczek”, tak ład­nie poka­zaną w fil­mie Jacka Kur­skiego „Nocna zmiana”. Jed­nak do prze­si­le­nia dopro­wa­dziło wtedy wiele innych przy­czyn, któ­rych źró­deł trzeba pew­nie szu­kać wcze­śniej. Cof­nijmy się do wyni­ków wybo­rów w 1991 roku. Dla­czego Unia Demo­kra­tyczna nie pod­jęła się wtedy sfor­mo­wa­nia rządu? Była prze­cież naj­sil­niej­szą par­tią w Sejmie.

Par­tii w Sej­mie było wtedy 19  w więk­szo­ści nie­chęt­nych Unii. Ponadto pre­zy­dent, Lech Wałęsa chciał – podob­nie jak Kon­gres Liberalno-Demokratyczny – żeby rzą­dem kie­ro­wał nadal Jan Krzysz­tof Bie­lecki, który gwa­ran­to­wał kon­ty­nu­ację. Wałęsa kom­bi­no­wał, żeby to zro­bić. Sądzę, że dla­tego zapro­po­no­wał Gerem­kowi two­rze­nie rządu. Uwa­żał, że mu się to nie uda, ale wtedy Unia poprze Bie­lec­kiego i sama wej­dzie do jego rządu. Dzi­wiło mnie, jak się do tego zabrał. Pamię­tam aryt­me­tykę sej­mową z któ­rej wyni­kało, że Gere­mek – jeśli miał jaką­kol­wiek szansę utwo­rzyć rząd – to od cen­trum w prawo. A on wziął, jako głów­nego pomoc­nika do two­rze­nia rządu Jacka Kuro­nia, na któ­rego pra­wica bar­dzo źle reago­wała i mógł tylko Gerem­kowi zaszko­dzić w two­rze­niu rządu centroprawicowego.

Unia Demo­kra­tyczna miała wtedy naj­więk­szy klub z 62 posłami. SLD miało 60, PSL i Akcja Kato­licka – po 50.

Szansę miała tylko koali­cja cen­tro­pra­wi­cowa. Bro­nek wziął Jacka – i akcja się nie udała. Więc zre­zy­gno­wał i wtedy do akcji wkro­czył Jaro­sław Kaczyń­ski. Udało mu się stwo­rzyć więk­szość par­la­men­tarną, ale potrze­bo­wał kogoś znacz­nego na pre­miera. Jedyną osobą dla nich był Jan Olszew­ski, ale nie chciał być pre­mie­rem, zapie­rał się i bro­nił rękami i nogami. Trwało to jakiś czas – wresz­cie Olszew­ski pękł. Wywo­łało to entu­zjazm, wia­do­mość przy­niósł chyba Zdzi­sław Naj­der, a może sam Kaczyń­ski, już nie pamię­tam. Zaczęło się wtedy two­rze­nie rządu Olszew­skiego, które omal nie skoń­czyła się klapą, gdy poszło o osobę Leszka Bal­ce­ro­wi­cza, o to, czy ma zostać. Olszew­ski podał się do dymi­sji, ale więk­szość sej­mowa skle­cona przez Kaczora jej nie przyjęła.

A co z Unią Demokratyczną?

Unia była gotowa wejść do rządu Olszew­skiego, w każ­dym razie jej część zwią­zana z Tade­uszem Mazo­wiec­kim. Nato­miast Gere­mek i jego stron­nicy byli prze­ciwni. Na nic im by się ten opór zdał, gdyby nie krę­ce­nia Olszew­skiego, który do rządu chciał dopu­ścić nie tyle poli­ty­ków Unii Demo­kra­tycz­nej, ile osoby z nią zwią­zane, okre­ślane mia­nem eks­per­tów. W zamian liczył na głosy klubu UD. To wszystko działo się tuż przed Wigi­lią. Mazo­wiecki poszedł na roz­mowy z Olszew­skim, a pre­zy­dium Unii cze­kało na wyniki w prze­ko­na­niu, że po doga­da­niu się wróci z Olszew­skim. Wró­cił sam mówiąc, że kon­cep­cja Olszew­skiego jest nie do przy­ję­cia. I w ten spo­sób nie powstał rząd z Unią Demokratyczną.

A jakich eks­per­tów wymy­ślił wtedy Olszewski?

O ile pamię­tam, nie było mowy o nazwi­skach, tylko o zasa­dzie. Olszew­ski mówił Mazo­wiec­kiemu, że chciałby utwo­rzyć rząd autor­ski, co w tam­tych realiach było mrzonką. Wtedy też zde­cy­do­wa­nym prze­ciw­ni­kiem dołą­cza­nia Unii do rządu był Jaro­sław Kaczyń­ski. I co się dzieje? Olszew­ski dostaje misję two­rze­nia rządu z jego poręki, po czym zaraz lek­ce­waży go, mia­nu­jąc sze­fem Urzędu Rady Mini­strów Woj­cie­cha Wło­dar­czyka, a nie Lecha Kaczyńskiego.

Lech Kaczyń­ski miał chyba objąć Mini­ster­stwo Obrony Naro­do­wej, zaś na sta­no­wi­sko szefa URM miał pójść Sła­wo­mir Siwek, który podobno oglą­dał nawet parę razy „swój” przy­szły gabinet?

Bar­dzo moż­liwe. Tak czy owak Kaczyń­ski słusz­nie zoba­czył w tym próbę usa­mo­dziel­nie­nia się Olszew­skiego o niego. Od tego momentu zmie­nił zda­nie, uwa­ża­jąc, że do rządu powinna wejść Unia Demo­kra­tyczna. Wej­ście UD do koali­cji przy­wró­ci­łoby mu moż­li­wość roz­gry­wa­nia part­ne­rów koali­cji i pośred­nio kon­tro­lo­wa­nia Olszew­skiego. Pre­mier nie mógłby być zanadto samo­dzielny. 23 grud­nia powstał w końcu rząd bez Unii i zapa­dła na parę mie­sięcy cisza. Ale pano­wało prze­ko­na­nie, że Olszew­ski będzie musiał w końcu wyko­nać gest wobec Mazo­wiec­kiego. I to się stało w marcu 1992 roku.

Ważne jest by pamię­tać, że rząd Olszew­skiego został narzu­cony pre­zy­den­towi Wałę­sie. Wałęsa od początku był mu wrogi i, po pro­stu, bał się go. Czuł słusz­nie, że rząd Olszew­skiego ma być narzę­dziem wojny Kaczyń­skich z nim. O żad­nej IV RP nie było wtedy mowy. A więc w zało­że­niach tego rządu tkwił kon­flikt z pre­zy­den­tem, który trwał do końca. Cisza na linii rząd UD trwała do odrzu­ce­nia przez Sejm zało­żeń poli­tyki społeczno-ekonomicznej. Olszew­ski uznał widać wtedy, że stoi na rucho­mym pia­sku i wyko­nał ruch w kie­runku Mazo­wiec­kiego. Zapro­po­no­wał posze­rze­nie koali­cji i zasad­ni­czą rekon­struk­cję rządu. W Unii odżyła natych­miast opo­zy­cja prze­ciwko mar­szowi w tym kie­runku, kie­ro­wana przez Bro­ni­sława Geremka i Jacka Kuro­nia, do któ­rej nale­żał wtedy także, ter­mi­nu­jący jesz­cze u Geremka Jan Maria Rokita. Ledwo się zaczęły kon­sul­ta­cje, a Olszew­ski zapał do koali­cji z Unią stra­cił mimo nale­ga­nia Jaro­sława Kaczyń­skiego. Jed­no­cze­śnie w Unii trwała zmowa prze­ciw­ni­ków tych roko­wań. Robili wszystko, by je stor­pe­do­wać. I praw­do­po­dob­nie były rów­no­le­gle kon­takty z Wałęsą, nawią­zane wie­dzy Mazo­wiec­kiego, nie wyklu­czam też, że z PSL-em, mające na celu stwo­rze­nie alter­na­tywy dla rządu Olszew­skiego. W kwiet­niu roz­mowy o koali­cji z Janem Olszew­skim skoń­czyły się niczym,.

A czy jed­nak nie zaczęły się one tro­chę wcze­śniej, w styczniu?

Nie, one zaczęły się w marcu, jak mówi­łem – po odrzu­ce­niu zało­żeń poli­tyki społeczno-ekonomicznej. To było dziwne zja­wi­sko. Naj­ostrzej kry­ty­ko­wała zało­że­nia Unia, za ich anty­ryn­kowe ele­menty, i za to ata­ko­wała ją więk­szość par­tii. To było wtedy w modzie – naj­pierw przy­wa­lić Unii odpo­wie­dzial­nej za plan Bal­ce­ro­wi­cza, a potem rzą­dowi, żeby było jasne, że jest się w opozycji.

Kiedy roz­mowy się zała­mały, wewnętrzna opo­zy­cja UD była bar­dzo zado­wo­lona i Wałęsa też był zado­wo­lony. I wtedy zaczął kusić Mazo­wiec­kiego szansą na powtórne obję­cie sta­no­wi­ska pre­miera. Na tym tle doszło do kolej­nego parok­sy­zmu wewnątrz unij­nej wojny. Trwała ona wewnątrz UD, i wewnątrz tzw. małej koali­cji. Bo pod­czas roz­mów z Olszew­skim doszło do zbli­że­nia Unii z libe­ra­łami i tak zwa­nym „Dużym Piwem”. Do kusze­nia Wałęsy Mazo­wiecki odno­sił się scep­tycz­nie, choć zara­zem miał na to wielką. Nato­miast unijna opo­zy­cja wobec Tade­usza a i libe­ra­ło­wie też, na wizję ponow­nego pre­mie­ro­stwa Mazo­wiec­kiego sta­now­czym opo­rem. I już wtedy poja­wiła się kon­cep­cja z Wal­de­ma­rem Paw­la­kiem. Zapewne od jakie­goś czasu trwały roz­mowy wałęsy z PSL-em. Nie wyklu­czam, że mogło się to odby­wać z jakimś udzia­łem poli­ty­ków z Unii Demokratycznej.

Ale nikt się chyba do tego się nie przyznawał?

Abso­lut­nie nie.

Nie była to decy­zja Mazowieckiego?

Prze­ciw­nie.

No to kto mógł w tym uczestniczyć?

Nie wyklu­czam, że jakąś rolę ode­grał Bro­nek Gere­mek, że była o tym mowa gdy leciał z pre­zy­den­tem do Moskwy. Był prze­wod­ni­czą­cym Komi­sji Spraw Zagra­nicz­nych w Sej­mie. Wkrótce po tym, na początku mają poja­wiła się nagle kon­cep­cja powo­ła­nia nowego pre­miera i padło nazwi­sko Wal­de­mara Paw­laka. To było na zebra­niu pre­zy­dium Unii Demo­kra­tycz­nej i doszło wtedy do ostrej dys­ku­sji w związku z tym pomysłem.

Ponadto nie było też zde­cy­do­wa­nia, że rząd Olszew­skiego trzeba odwo­łać. Trwało to do połowy maja, do oskar­żeń wysu­nię­tych przez Jana Parysa, mini­stra obrony naro­do­wej, że jacyś poli­tycy pró­bują kupo­wać sobie gene­ra­łów. Ja wie­rzę w to, co mówił Parys, że Wałęsa tego pró­bo­wał. I wów­czas poja­wiły się pogło­ski, że z ini­cja­tywy pre­zy­denta pad­nie wnio­sek o odwo­ła­nie rządu.  Mówiło się też, że wnio­sek podobny złoży SLD. Wtedy na posie­dze­niu władz Unii Jan Lityń­ski powie­dział, że musimy to zro­bić my. Bo jak Wałęsa wyj­dzie z ini­cja­tywą , to będziemy musieli go poprzeć, bo to był fatalny rząd. Ale z dru­giej strony, jeżeli wnio­sek poprzemy to zro­bią z nas wałę­sow­skich dwo­ra­ków, na co byli­śmy mocno uczu­leni. Musimy więc zło­żyć wnio­sek wyprze­dza­jący, choć nic nie w wska­zuje, by odniósł suk­ces, będzie to więc raczej demon­stra­cja. Pro­blem agen­tów w ogóle nie był obecny w wewnątrz unij­nych roz­mo­wach na temat rządu. Były dwa powody, dla któ­rych chcie­li­śmy ustą­pie­nia rządu Olszew­skiego. Pierw­szy, to bar­dzo kry­tyczna ocena jego poli­tyki wewnętrz­nej. Drugi to zma­sa­kro­wa­nie wize­runku Pol­ski na zewnątrz.

A agenci?

Wnio­sek Unii o votum nie­uf­no­ści, kiedy o nim decy­do­wano,  nie miał związku ze sprawą agen­tów. Sły­sze­li­śmy, że rząd chce jakąś listę spo­rzą­dzić, ale uchwała, z którą wysko­czył nagle Korwin-Mikke – na pewno uzgod­niona z Anto­nim Macie­re­wi­czem – była zasko­cze­niem. A kiedy doszły jesz­cze absur­dalne wie­ści, że na liście jest Gra­żyna Sta­ni­szew­ska i Jerzy Osia­tyń­ski, Mazo­wiecki, który cią­gle miał waha­nia, czy rząd odwo­ły­wać wyzbył się resz­tek wąt­pli­wo­ści. Było jasne, że mamy do czy­nie­nia z rzą­dem sza­lo­nym. Ale nadal byli­śmy prze­ko­nani, że nasz wnio­sek nie uzy­ska popar­cia. I nagle 1 czerwca Piotr Nowina-Konopka dostał wia­do­mość z PSL, że ludo­wcy pro­szą o pilne spo­tka­nie na naj­wyż­szym szcze­blu par­tyj­nym. Mazo­wiecki był w Pozna­niu. Piotr odpo­wie­dział PSL-owi, że Tade­usza nie ma i że na spo­tka­niu może być on i ja. I oni się zgo­dzili na nie­obec­ność prze­wod­ni­czą­cego Unii, tak im zale­żało na cza­sie. Ale Mazo­wiecki natych­miast wró­cił z Pozna­nia. Spo­tka­nie odbyło się następ­nego dnia w restau­ra­cji „Lers”, koło Arse­nału. Począt­kowo przy­szedł tylko Miko­łaj Koza­kie­wicz, bo Paw­lak zre­zy­gno­wał dowie­dziaw­szy się, że z naszej strony nie będzie „pierw­szego”. Taki ambi­cjo­nalny tik. Ale doszedł dowie­dziaw­szy się, że Mazo­wiecki jest obecny. Tuz przed roz­mową zja­wił się Jerzy Osia­tyń­ski, wprost z przy­ję­cia dla księ­cia Liege, by nam powie­dzieć, że wie od Wachow­skiego, o uga­da­niu Paw­laka przez Wałęsę. I na tym spo­tka­niu dopięto sprawę. Usta­li­li­śmy, że jeżeli PSL zagło­suje prze­ciwko rzą­dowi Olszew­skiego – nie wstrzyma się, tylko sta­nie prze­ciw, z pełną dys­cy­pliną klubu – i jeśli Wałęsa wysu­nie Paw­laka na pre­miera (nie my), to Unia Demo­kra­tyczna zagło­suje za powie­rze­niem mu misji two­rze­nia rządu. Bez roz­strzy­ga­nia, czy do niego wej­dzie, czy nie. I dopiero zawar­cie tego kon­traktu umoż­li­wiło Wałę­sie realne doga­da­nie się z Paw­la­kiem, i stwo­rzyło moż­li­wość prze­gło­so­wa­nia unij­nego wnio­sku o wotum nie­uf­no­ści dla rządu Olszew­skiego. Olszew­ski w ostat­niej chwili pró­bo­wał się jesz­cze rato­wać KPN-em, ale za późno, bo już zostało wystrze­lone działo z listą Macie­re­wi­cza, na któ­rej było nazwi­sko Leszka Moczulskiego.

Kon­fe­de­raci, gdy poja­wiła się pogło­ska o Moczul­skim, w kółko bie­gali do Macie­re­wi­cza pró­bu­jąc cze­goś się dowie­dzieć o swoim wodzu.

Pre­mier liczył, że KPN wej­dzie do koali­cji porzu­ca­jąc Moczul­skiego, gdy inni dzia­ła­cze Kon­fe­de­ra­cji zoba­czą jego papiery. I tu się prze­li­czył, bo sta­nęli murem za Moczul­skim. Tak więc 4 czerwca to była medialna musz­tarda po obie­dzie. Wszystko było gotowe zanim ruszyła kamera Jacka Kur­skiego, by nagrać fil­mik „Nocna zmiana”.

A co na to Kaczyń­ski? W rzą­dzie miał swo­ich ludzi z Poro­zu­mie­nia Cen­trum lub zwią­za­nych z jego środowiskiem.

Kaczyń­ski ulo­ko­wał Olszew­skiego na fotelu pre­miera, ale jak ten prze­stał go słu­chać zaczął pod sze­fem rządu kopać dołki. Upra­wiał opo­zy­cyjne uczest­ni­cze­nie w rzą­dzie, był w koali­cji głów­nym spi­skow­cem. I spi­sko­wał aż do momentu, gdy Unia Demo­kra­tyczna wyszła z wnio­skiem o wotum nie­uf­no­ści. Wtedy znów zmie­nił sta­no­wi­sko o 180 stopni i zwarł sze­regi z obo­zem rzą­do­wym. Jesz­cze po zała­ma­niu roz­mów Olszew­skiego z Unią pró­bo­wał wró­cić do pomy­słu, rzu­co­nego wcze­śniej na próbę przez Mazo­wiec­kiego, by – zamiast zmie­niać rząd – wymie­nić pre­miera. Mazo­wiecki zapro­po­no­wał czło­wieka z ich obozu, mia­no­wi­cie, nie­ży­ją­cego dziś, Jerzego Eysy­montta. Nie­złego eko­no­mi­stę, ale chyba bez wymiaru pre­mie­row­skiego. I już wtedy Kaczyń­ski nad­sta­wił ucha. Ale powie­dział – nie. Nato­miast po zała­ma­niu roz­mów zasu­ge­ro­wał powrót do tej kon­cep­cji. Teraz Mazo­wiecki powie­dział, że już jest za późno. Gdy stało się jasne, że sprawa roz­strzy­gnięta – Kaczyń­ski posta­no­wił wró­cić do macie­rzy. Dla­tego dzień 4 czerwca PC zaczął od róż­nych dzia­łań blo­ku­ją­cych. Obser­wo­wa­łem to z domy, widzia­łem, jak kolejne dzia­ła­nia blo­ku­jące są prze­ła­my­wane. Było jasne, że machina, która ma oba­lić rząd działa i że tego rządu już nie ma.

Jesz­cze po dro­dze był incy­dent z odwo­ła­niem Andrzeja Ole­chow­skiego, mini­stra finansów.

Tego dobrze nie pamię­tam, chyba sam się podał do dymi­sji. Rząd więc został oba­lony, ale wcze­śniej jesz­cze zaczęły krą­żyć nie­po­ko­jące pogło­ski, że ci opę­tani ide­olo­gicz­nymi obse­sjami poli­tycy, dzia­ła­jąc w napię­ciu, mogą zro­bić głup­stwo, pró­bu­jąc roz­wią­zań siło­wych. Na 2 tygo­dnie przed 4 czerwca zano­to­wa­łem w dzien­niku, że pod­czas roz­mowy z Mazo­wiec­kim, Wałęsę bar­dzo nie­po­ko­iły te pogło­ski, także o zamknię­cia go w Arła­mo­wie i usu­nię­ciu z urzędu pre­zy­denta. I wie­rzę w to, co mówił Donald Tusk o roz­mo­wach w cza­sie próby two­rze­nia koali­cji z libe­ra­łami pod koniec 1991 roku. Wszyst­kie sta­no­wi­ska gospo­dar­cze miały przy­paść KLD w zamian za ich przy­łą­cze­nie się do usu­nię­cia Wałęsy, które byłoby oparta na ubec­kich mate­ria­łach. Pre­zy­dent o nich wie­dział i – nie­wy­klu­czone – jakieś miał. Libe­ra­ło­wie wtedy się nie zgo­dzili. Teraz, pół roku póź­niej, Wałęsa był bar­dzo zanie­po­ko­jony. Mazo­wiecki też. Dla­tego popro­sił Andrzeja Mil­cza­now­skiego, by przy­je­chał parę dni wcze­śniej do War­szawy i był do dys­po­zy­cji. Miał cze­kać, żeby, w razie potrzeby prze­jąć naj­waż­niej­szy resort siłowy, czyli MSW i zapo­biec nie­od­po­wie­dzial­nym posu­nię­ciom odwo­ły­wa­nych. Nie po to, żeby szpe­rać po sej­fach w poszu­ki­wa­niu mate­ria­łów na „Bolka”.

Czy roz­po­czy­na­jąc roz­mowy z PSL-em u Lersa, mie­li­ście kon­takty z liberałami?

Uzgod­nień z libe­ra­łami nie było, choćby dla­tego, że sprawa była nagła. Dokład­niej, nie było uzgod­nień od strony Mazo­wiec­kiego. Ale nie mogę wyklu­czyć, że drugi ośro­dek decy­zyjny UD – owa nie­for­malna opo­zy­cja – uzgad­niał cos także z libe­ra­łami. Wszyst­kiego nie wiem. Jestem pewien, że były kon­takty mię­dzy Bron­kiem i Jac­kiem, a Tuskiem i Bie­lec­kim. I myślę, że były też uzgod­nie­nia, doty­czące pre­mie­ro­stwa dla Paw­laka. Nato­miast Mazo­wiecki był prze­ciwny uza­leż­nia­niu roz­mów z Paw­la­kiem od tego, co na to powie­dzą libe­ra­ło­wie. To wpraw­dzie była koali­cja trzech par­tii, jed­nak trzeba było brać pod uwagę siłę każ­dej z nich. Mazo­wiecki miał prawo uwa­żać się za for­mal­nego lidera.

Cóż, stał za nim naj­więk­szy klub w Sejmie.

No wła­śnie. Po oba­le­niu rządu Olszew­skiego były jesz­cze roz­pacz­liwe próby ze strony Poro­zu­mie­nia Cen­trum, które znów zmie­niło sta­no­wi­sko. PC gotowe było pójść na ogromne ustęp­stwa, włącz­nie z powie­rze­niem misji Mazo­wiec­kiemu, byle nie godzić się na wariant z Pawlakiem

To był wybór Wałęsy, i o to wystar­czało Kaczyń­skiemu. Z każ­dym, byle nie z Wałęsą.

Gdyby Unia Demo­kra­tyczna była inna, a Mazo­wiecki był poli­ty­kiem tak cynicz­nym i amo­ral­nym jak Kaczyń­ski, i gdyby Mazo­wiecki nie miał wewnątrz par­tii tak potęż­nej opo­zy­cji, to kto wie, jakby się histo­ria wtedy poto­czyła. A Paw­la­kowi się nie udało…

Tylko 33 dni był premierem…

Tak, i w grun­cie rze­czy ten pomysł, z koali­cją pra­wi­cową ale bez Olszew­skiego został zre­ali­zo­wany póź­niej. Powstał rząd Suchoc­kiej – ale też i bez Kaczyń­skich. I to na życze­nie Jaro­sława. Rząd z udzia­łem PC mógł powstać, gdyby Kaczyń­ski zre­zy­gno­wał z mini­ste­rial­nej posady dla Adama Gla­piń­skiego, któ­rego Suchocka i jej śro­do­wi­sko nie akcep­to­wali. Także dla­tego, że były jakieś zarzuty wobec niego. Ale Kaczyń­ski go bro­nił. To dopro­wa­dziło do usu­nię­cia się PC i Kaczyń­skich na mar­gi­nes, na któ­rym trwali aż do roku 1999.

Dzię­kuję za rozmowę.

Roz­ma­wiał: Piotr Rachtan

tekst był dru­ko­wany przed laty  przez  ”Kon­tra­tek­sty” oraz pism „POgłos”.

Jak obalałem Jana Olszewskiego!

piątek, 1 czerwca 2012

Dwadzieścia lat temu bez jednego dnia, dopięty został polityczny kontrakt kilku obdarzonych demokratycznymi mandatami partii by odwołać fatalny rząd Jana Olszewskiego, taki zarodek późniejszej IVRP, który w ciągu kilku miesięcy zdemolował dobry wizerunek Polski po 2 latach transformacji. To dopięcie nastąpiło w restauracji Lers kolo Arsenału między PSL i Unią Demokratyczną. Byłem tam, kawę piłem, a wszystko skrupulatnie opisałem w moim dzienniku „Solidarność u władzy dziennik 1989-1993” (ESC – 2010). A jutro w Gazecie Wyborczej opisuję to w skrócie – „Jan Olszewski obalił się sam”.

Jest tam też „Post Scripyum” o tym jak to Jarosław Kaczyński wynoszący dziś Pana Jana pod niebiosa i chcący nawet obchodzić rocznicę „zbrodni” 4 czerwca, był wierny i lojalny wobec rządu Olszewskiego, do którego wchodził i wobec samego Mecenasa. Ciekawe!