Jestem z Układu


Bartoszu, Bartoszu przekrocz setkę!

Zaliczam się do tej niewątpliwie wyróżnionej grupy osób, które z Bartoszewskim siedziały w pace. Dziwna to była paka, może raczej wczasy, ale pod pistoletami maszynowymi i pod jednym pistoletem zwykłym na bardzo kształtnym i ponętnym zadku milicjantki, która też była w obsłudze, ponieważ na parterze bloku siedziały Panie. Inspirowany przez opis w mojej książce, o której za chwilę, narysował ją Janek Lebenstein ilustrując interantowe wiersze Woroszylskiego. Powiedział mi to na przyjęciu u Ojców Pallotynów w Paryżu, w pełnej szczerości, bo po wypiciu nadobnych trunków, które Ojcowie podawali zawsze w ilościach godziwych. Książka zaś to „Obóz”, reportaż z internowania, który napisałem w Jaworzu, wewnętrz poligonu drawskiego, w ośrodku wypoczynkowym wojsk lotniczych, w złotej klatce dla kilkudziesięciu warszawskich i nie tylko, pisarzy, profesorów, artystów, wyższych działaczy „Solidarności” itp. Nie chwaląc się myślę, że to jedyne słowem zrobione „fotografie” dzisiejszego jubilata w tamtej scenerii. Oto one:

Komendant Bartoszewski.

Po przylocie helikopterem do Jaworza wita nas dzisiejszy jubilat. „Bartoszewski przytłumia zgiełk powitania. Pan Władysław, nestor kryminału w tym towarzystwie (6 lat w pudle u zarania PRL) jest delegatem internowanych do kontaktów z władzami ośrodka. „Komendant”, rzedziej „Brygadier”, to jego najwnowsza ksywa. Donośnym głosem ’ Bartoszewskiego niełatwo przekrzyczeć, a zagadać nie sposób – podaje nowym pierwsze wskazówki. – Witamy drogich kolegów- tutaj siedzi się nieźle. Stosunki z nimi są poprawne, początkowo byli sztywni, ale przez rozmowy udało się ich rozluźnić i stopniowo uzyskujemy różne koncesje. Za słowami Bartoszewskiego, jakby prośba byśmy w ten negocjacyjny układ nie wnieśli konfliktów. Dostaliśmy transport odzieży i kosmetyków – kontynuuje. – Sa też papierosy. Punkt rozdziału u mnie w pokoju. Świadczymy usługi dla ludności. Koledzy odczuwający braki w wyposażeniu, będą jutro mile widziani. Śniadanie o 8.10. Wychodzimy razem (śniadanie jadaliśmy w stołówce oficerskiej, obsługiwani przez żołnierzy, kelnerów – W.K.).

Komendant budziciel.

„Drzwi otwarte z klamką. Jak na wczasach albo na kursokonferencji. Tylko za oknami skrzypi zmarznięty śnieg pod nogami mila trzymającego przy boku gotowy do strzału pistolet maszynowy z rozłożoną kolbą. Ale to za oknem. Ta zaś pogrążona w ciemności cela wygląda na pokój, a nie celę. Po raz pierwszy zasypiam bez więziennej zmory na piersiach. I budzę się bez niej. A właściwie budzi mnie dźwięk będący odległą analogią porannego trzaskania zasuw w celach więziennych. Trzaskanie, które przybliża się, jest coraz głośniejsze i wyraziste. Teraz słyszę jakby przybliżające się pukanie do drzwi i niezrozumiałe, powtarzane zdania. Wkrótce rozróżniam słowa, a nawet poznaję głos. To sam komendant Bartoszewski przemierza korytarz, puka do pokoi i mówi przez drzwi: Za dziesięć minut śniadanie..”        

Komendant za ladą.

„U Bartoszewskiego (mieszka z Woroszylskim i Szczypiorskim) na tapczanie rozłożony kram wieloasortymentowy. Punkt usług dla internowanej ludności pracuje pełną parą. Pan Władysław nie gorzej od sprzedawcy na Oxford Street reklamuje towar. Proszę kolegów, przebierać, wybierać. Dla każdego po parze skarpetek i jednych gaciach, bo nie ma za wiele. Jak jeszcze rzucą, będzie dokładka. Co sobie szanowny pan życzy? Papieroski klubowe, popularne? Pasta do zębów, proszek do prania, mydło, gustowny sweter – proszę bardzo. Co jeszcze? Może szanowny kolega potrzebuje szalik, mamy szeroki wybór. Fasuję przydziałowe gacie i ciepłe skarpety, gustowną sztruksową koszulę i szalik tudzież papierosy oraz przybory toaletowe”.

Komendant na spacerze.

Opisałem w książce, jak kto spacerował w Jaworzu. Oto On. „Komendant Bartoszewski z nieusuwalnego już nawyku reprezentuje styl wzorowego więźnia ery stalinowskiej. Spaceruje równomiernie w sposób, powiedziałbym znormalizowany, to samo tempo, jeden kierunek, żadnych ekscesów i anarchii. Postać lekko pochylona, ręce założone do tyłu, oczy w ziemię. Żadnych spojrzeń w górę, góra jest objęta tajemnicą państwową”. (To ostatnie zdanie napisałem pod wpływem moich doświadczeń z odsiadką w roku 1968, kiedy zabraniano nam patrzeć w górę, pewno dlatego, żeby sobie nie szkicować drogi ucieczki przez mur -W.K.). 

Komendant w Wigilę 1981 roku.

Wielogodzinna dyskusja w pokoju Mazowieckiego o tym co będzie. Kiedy czerwony pójdzie na jakieś porozumienia, bo wtedy to był cel marzeń. „No to kiedy pójdą? Może nigdy, a może wtedy kiedy odczują, że mimo wygranej nie daje się rządzić jak dawniej, że muszą rozmawiać, negocjować. To właśnie trzeba im uświadomić…. Rozmowa przymiera. -Panowie na dziś wystarczy, pora spać. Jeszcze pogadamy. Dużo czasu, do jesieni, a może do zimy? Komendant Bartoszewski wie z doświadczenia, że najlepiej nastawić się na długo. Co najmniej do przyszłej gwiazdki, koledzy – powtarza żadnych złudzeń. Do przyszłej? Myśmy nawet tej nie przesiedzieli….Parę godzin temu minęła północ. Jest więc już wigilia Bożego Narodzenia 1981 roku”.

Władku wychylam setę za Twoje 85 lat i drugą za to żebyś tę setę przekroczył!!

401 komentarzy to “Bartoszu, Bartoszu przekrocz setkę!”

  1. głos zwykły napisał(a):

    Edwardzie,
    Że jest to głupota nie zaprzeczę. Więcej jest to kolejna głupota, może więc by wprowadzić merytoryczny licznik głupot ewidentnych PiS i ich przywódców. Po merytorycznej dyskusji. Uroczyste wciągnięcie na listę kolejnego numeru głupoty!
    A co do starych krajów Unii Europejskiej to one już korzystają. Z wymiany usługami i towarami, obniżenia kosztów produkcji i otrzymywania produktów dobrej jakości oraz pracy Polaków w krajach starej Unii. Osobiście liczę się z tym, że w ciągu 15 następnych lat procent osób zamieszkujących Polskę, może się znacząco zmniejszyć. Tak jak to miejsce np. w bywszym NRD.

Skomentuj