Jestem z Układu


Nie będzie dywersyfikacji przeciw Rosji.

LICZNIK PREZYDENCKI
Do końca kadencji “Prezydenta Swojego Brata”
zostało 654 dni (mniej niż dwa lata).

Kilka uwag wokół konfliktu o gaz. Zacznę od krótkiego opisu roli gazu rosyjskiego w stosunkach między Rosją i Ukrainą, a także o wadze gazu rosyjskiego w łącznym zużyciu tego paliwa przez Europę. Liczby (za rok 2005) pochodzą z portalu rynekgazu.pl należącego do Agencji Rynku Energii S.A i dotyczą dostaw poprzez gazociągi.

W mediach prawie się o tych dwu aspektach nie pisze, a to ma ważne znaczenie dla rozumienia sprawy. Najpierw Ukraina i Rosja. Otóż Ukraina to czwarty co do wielkości konsument gazu w Europie (71 mld metrów sześciennych na rok), po samej Rosji (402 mld.m3), Niemcach (86 mld m3) i Włochach (73 mld m3). To także największy w Europie odbiorca gazu rosyjskiego (40 mld m3), większy, niż drugie w kolejności Niemcy (poniżej 40 mld m3). Jeżeli Ukraina nie płaci, albo płaci nie tyle ile powinna według cen rynkowych to jest to dla Rosji potężny problem ekonomiczny, którego ona nie może lekceważyć, szczególnie dziś kiedy dramatycznie spadły ceny ropy, z którymi związana jest cena gazu. I jeszcze na dodatek dlatego, że całe putinowskie odrodzenie Rosji, od czego wedle tamtejszych polityków, elit i społeczeństwa zależy wszystko, stworzone zostało na gigantycznych globalnych bańkach spekulacyjnych, które wywindowały ceny paliw, a teraz pękając sprowadzają je na ziemię. Rosja gospodarczo nie stanęła na nogach lecz na bańkach. I traci oparcie. Wobec malejących rezerw i napinających się bilansów trzeba szukać grosza wszędzie i nie można już oszczędzać Ukrainy. A na dodatek może się ona przydać jako kozioł ofiarny, który nie płacąc pogarsza sytuację rosyjskiego człowieka, a na dodatek jest niewdzięczny. Piszę to nie dlatego, by usprawiedliwiać działania Rosji, lecz po to, by oceniając je mieć w pamięci skalę problemu ekonomicznego, o który idzie spór.

Ten problem ekonomiczny jest jeszcze bardziej dotkliwy i groźny dla Ukrainy ze względu na dysproporcję jaka istnieje między ogromną ilością importowanego dziś przez Ukrainę gazu a zdolnością jej, niezreformowanej, ciągle marnotrawnej oraz słabej eksportowo, gospodarki do płacenia za ten gaz cen rynkowych. Ukraina uniezależniła się od Rosji politycznie, ale pozostaje zależna od niej ekonomicznie. Gazyfikacja gospodarki ukraińskiej niedostosowana do jej możliwości płatniczych jest skutkiem i dawnej przynależności do ZSRR, gdy gaz prawie nic nie kosztował, jak i braku reform, które by zmniejszyły marnotrwawstwo w gospodarce i podniosły jej zdolność eksportową. To jest już wina samej Ukrainy wobec siebie. To jest bardzo groźne zaniedbanie dla perspektyw niepodległości tego młodego państwa, bo Rosja nie pogodziła się z utratą Ukrainy i będzie dążyła do odzyskania na nią wpływu, do jej wasalizacji. Niezerwana pępowina zależności ekonomicznej, w skutek zaniedbania reform i zamieszania politycznego, jest najlepszym kanałem poprzez który może przepłynąć nad Dniepr ponownie wola matuszki Rosiji.

Teraz parę słów o roli gazu rosyjskiego w Unii Europejskiej. Pod tym względem Unia jest głęboko podzielona między starą i nową Unię. Największym odbiorcą, jak napisałem wyżej są Niemcy, a po nich grupa odbiorców dużo mniejszych, którzy łącznie kupują około 55 mld m3 gazu. Są to prawie wyłącznie dawne kraje obozu socjalistycznego, zwykle w 100 % uzależnione od gazu rosyjskiego, a najwięcej importują Węgry (11 mld.m3). Dawna Unia natomiast, poza Niemcami zależnymi umiarkowanie, praktycznie od gazu rosyjskiego nie zależy, zużywając to paliwo albo z wydobycia własnego, albo kupując je w Norwegii, Holandii lub w Algerii. Dla krajów tej grupy ciągle decydujących o biegu spraw w Unii Europejskieji dywersyfikacja jeśli już, to właśnie przez zwiększenie udziału gazu rosyjskiego w łącznym zużyciu. Bo to na dodatek dobry gaz. I w tej perspektywie, szczególnie po doświadczeniach z przesyłem paliwa gazociągami biegnącymi przez Ukrainę i Białoruś, drogą najbezpieczniejszą musi się im wydawać gazociąg północny. Stąd jego atrakcyjność i zapewne dlatego powstanie. Podział Unii na kraje zależne od gazu rosyjskiego i mniejszej wadze oraz kraje niezależne o wadze decydującej przesądzi, że nie uda się wypracować koncepcji dywersyfikacyjnej dla Unii, której trzonem byłoby zmniejszanie zależności gazowej od Rosji. Nie będzie antyrosyjskiej dywersyfikacji, jako koncepcji Unii. Nie uzyska się potrzebnej solidarności energetycznej przeciwko Rosji. Nie będzie gazociągu Sarmacja, ani Nabucco jeśli miałyby być budowane przeciw Rosji. Nie da się. Celem polityki polskiej powinno być maksymalne sprzęgnięcie naszego energetycznego bezpieczeństwa z ogólnym bezpieczeństwem energetycznym Unii, a to – w przypadku gazu – oznacza sprzęgnięcie naszych gazociągów z gazociągami Unii Europejskiej. W tym rozważenie podłączenia do gazociągu północnego po stronie Niemiec.

183 komentarze to “Nie będzie dywersyfikacji przeciw Rosji.”

  1. W.Kuczyński napisał(a):

    Edward,
    są dwa problemy odrębne,któretylko częściowo się na siebie nakładają. Problem bezpieczeństwa energetycznego Unii i problem zmniejszenia zależności energetycznej od Rosji. Pierwszy problem jest wspólny dla całej Unii, drugi wyłącznie dla jej nowych członków. Dla starych członków wieksze bezpieczeństwo to więcej gazu z Rosji, dla nowych to mniej. Z tej sprzeczności nie wyloni sie wspólna polityka UE która by polegała na większym odgradzaniu się od Rosji. W tym sensie nie będzie dywersyfikacji antyrosyjskiej.

  2. Edwar D.Dana napisał(a):

    Gospodarzu
    Rozumiem. Ale to chyba nie oznacza ze kraje „Nowej Unii” nie otrzymają pomocy od Starej by zależność od gazu (nie ważne ze z Rosji) zmniejszyć w przyszłości.
    Mam nadzieję ze nie stanie się tak choćby ze względu na rozpowszechniona wiarę w takie, a nie inne przyczyny zmian klimatycznych.

  3. Zofia napisał(a):

    Torlinie,
    to nie Rosja ale Ukraina – uderza w kraje, które wymieniasz.
    Torlinie – trochę obiektywizmu.
    ***
    EDD
    ja nie neguje energetyki jądrowej. Niemcy też jej nie negują. Ale rozpatrują sprawę pod innym kątem – surowców i odpadów z takiej elektrowni.
    Zużytą kiszonkę z biomas – wywalisz na pole jako nawóz, a co zrobisz z odpadami z elektrowni nuklearnej?
    Awaria wiatraka jest nie groźna dla ludzi, elektrowni jądrowej daje nieobliczalne skutki.
    „Paliwo” do elektro-gazowni na biomasy, wg niemieckiego prawa ma się znajdować circa 50 km od takiej gazowni, czyli są to uprawy zakontraktowane u okolicznych rolników. Koszt produkcji jest znacznie niższy niż koszt paliwa nuklearnego, bezpieczeństwo znacznie wyższe a surowiec dostępny.
    Nie trzeba dla gmin, firm fabryk budować w okolicy gigantów elektrycznych. Tak jak w Ivenack, niewielka elektro-gazownia zaopatruje w energię cała gminę. Tak są zaopatrywane w energię cale niemieckie miasteczka.
    Niemcy, zresztą tak jak i Polska, to nie tylko wielkie aglomeracje i okręgi przemysłowe, które żrą energie na potęgę. Tam gdzie można, tam stosuje się inne nośniki energii niż gaz czy węgiel.

  4. Edwar D.Dana napisał(a):

    A propos

    czyichś uwag na temat wykorzystywania Wikipedii. Dlaczego Zofia (która tego nie robi) czy ktokolwiek inny miałby z tego źródła
    (niepewnego) nie korzystać? Rozumiem ze równie „nie intelektualnym” jest wedle Nicka sięganie do encyklopedii. :D

  5. Edwar D.Dana napisał(a):

    .Zgoda Zofio. Jak tak piszesz można spokojnie wymieniać poglady.
    Te „uprawy”?
    Budzi się we mnie żyłka historyczna….
    Kiedyś zajmowano w różnych krajach i epokach ziemię pod hodowle owiec czy też plantacje gozdzikow. Zawsze podnosiło to ceny żywności Nie miejsce tu by mnożyć przykłady historyczne i wyliczać dalsze konsekwencje takich działań.
    To znamy wszyscy.
    Sądzę ze uprawy energetyczne ze względu na to co wiemy o produkcji rolnej mogą mieć tylko uzupełniające znaczenie. Oczywiście obecna wydajność produkcji rolnej tworzy relatywnie duży margines „wolnej ziemi” ale to ma swoje granice.

  6. Ewa-Joanna napisał(a):

    Pawle,
    nie wyciagaj falszywych wnioskow. Nie przyznaje bowiem racji zadnej ze stron, po prostu nie zgadzam sie z metodami i przesadna reakcja Izraela. W ostatnim „Przegladzie” masz nawet niezly artykul na ten temat, z wypowiedziami pracownikow Miedzynarodowego Czerwonego Krzyza. Chyba nie posadzasz ich o stronniczosc i antysemityzm? Dzieci stanowia 20% ofiar tej wojny.
    W sumie przeciez mamy bardzo podobne zdanie na ten temat.

    A tak sobie mysle, ze nienawisci do Zydow specjalnie wzbudzac nie trzeba – sami jakos na to pracuja. W koncu konflikt palestynski trwa od 60 lat a pogromy Zydow od stuleci. Cos w tym jest, ze budza taka niechec wlasnie oni. Moze by sie tak nad tym zastanowili zamiast krzyczec o antysemityzmie. Na pewno czesc winy lezy i po ich stronie.

    Pamietam zdanie z ksiazki Singera – mieszkamy w tym kraju ponad 500 lat i nawet nie nauczylismy sie dobrze ich jezyka.
    Moze to to? Ta hermetycznosc, ktora z jednej strony pomaga przetrwac a z drugiej przeszkadza w trwaniu?

  7. Zofia napisał(a):

    Dedykuję Torlinowi (wg PAP i GW):
    Rzecznik Komisji Europejskiej Ferran Tarradellas potwierdza, że w komisji nie ma Polaków.
    – Ekspertów wybraliśmy w czwartek, w piątek byli już w drodze. Naszym celem jest przywrócenie gazu tym, którzy cierpią na konflikcie. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy, jest to, by weszły w grę narodowe wrażliwości -mówi „Gazecie” rzecznik Tarradellas. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że listę firm ustalili Rosjanie, a Komisja zgodziła się na ten wybór.
    -Nie wiem, ile potrwa misja. Być może jej członków trzeba będzie wymieniać i jako następni wezmą udział Polacy – dodaje Tarradellas.
    -Treść porozumienia poznaliśmy w niedzielę. Dziś w Brukseli będzie o tym rozmawiał wicepremier Waldemar Pawlak – mówi nam dyr. Maciej Kaliski z Ministerstwa Gospodarki.
    Polaków nie ma też wśród ekspertów wyznaczonych przez UE. Kaliski: – Listę kandydatów wysłaliśmy Komisji Europejskiej w piątek. Ale Komisja już wcześniej wybrała 18 osób.
    ***
    Dodam:
    * Że monitoring tranzytu gazu z Rosji do UE dot. także Polski. I tranzyt do naszego kraju na granicy polsko-ukraińskiej będzie monitorowany przez ekspertów UE.
    * Polska sama wystąpiła z propozycją wysłania naszych ekspertów do tego monitoringu. szef polskiej dyplomacji mówił o tym publicznie.
    Pozostawiam Ci te informacje już bez komentarza.

  8. Edwar D.Dana napisał(a):

    http://wiadomosci.gazeta......nzytu.html

  9. Paweł Luboński napisał(a):

    Ewa-Joanna:
    .
    „Moze by sie tak nad tym zastanowili zamiast krzyczec o antysemityzmie. Na pewno czesc winy lezy i po ich stronie.
    Pamietam zdanie z ksiazki Singera – mieszkamy w tym kraju ponad 500 lat i nawet nie nauczylismy sie dobrze ich jezyka. Moze to to? Ta hermetycznosc, ktora z jednej strony pomaga przetrwac a z drugiej przeszkadza w trwaniu?”
    .
    Nie wiem, w jakim kontekście Singer napisał to zdanie. Wyrwane z kontekstu budzi sprzeciw, bo kryje się w nim założenie, że Żydzi po pięciuset latach obecności w jakimś kraju powinni nadal czuć się w nim gośćmi i okazywać łaskawym gospodarzom jakieś względy.
    Za czasów kolonialnych Biali w Afryce (i nie tylko w Afryce) chętnie naśmiewali się z nieudolnej angielszczyzny czy francuszczyzny Murzynów. A ilu z nich opanowało choćby na elementarnym poziomie suahili albo hausa? A ilu Polaków znało jidysz?
    .
    Czy naprawdę jesteś zdania, że ową kulturową hermetyczność Żydów, której zawdzięczają przetrwanie jako naród, można nazywać „winą” i przerzucać na nich część odpowiedzialności za pogromy i antysemityzm? Czy powinni się byli zasymilować, a jeśli nie chcieli, to sami sobie są winni? Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że „część winy” ponosi ofiara gwałtu, bo po co chodziła wieczorem do parku, w dodatku w mini.
    A może w takim razie Palestyńczycy też ponoszą „część winy” za to, że nie mieszkają na swojej ojcowiźnie, tylko w obozach dla uchodźców?
    Jeżeli nie przyznajesz racji żadnej ze stron, to dlaczego potępiasz tylko jedną z nich?

  10. Zofia napisał(a):

    EDD
    – jak na razie to ich nie ma.
    Dobrze by byli i to fachowcy a nie „polityczni”.

  11. Edwar D.Dana napisał(a):

    Zofia
    Nie rozumiem twojej uwagi?
    Tytuł mówi wyraźnie: Polacy będą w komisji ds. monitoringu tranzytu gazu a nie ze sa.
    O co ci idzie?

  12. Zofia napisał(a):

    Teraz kilka pozytywnych informacji gazowo-energetycznych z Polski
    *
    (Za GW Rzeszów):
    Mała elektrownia wodna na Wisłoku w Rzeszowie powstanie w tym roku. Inwestor, firma ESI z Wrocławia, przedstawiła nowy harmonogram prac.
    Wrocławska firma dotychczas nie dotrzymała już kilku terminów realizacji inwestycji. – Firma przedstawiła nowy harmonogram prac – wyjaśnia w rzeszowskiej „Gazecie Wyborczej” Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa. – Wynika z niego, że elektrownia powstanie w tym roku – mówi Stanisław Homa, dyrektor miejskiego wydziału ochrony środowiska.
    ESI wystąpiła już o wydanie pozwolenia na budowę. – Dokument został złożony w wydziale architektury dokładnie 31 grudnia ubiegłego roku – mówią urzędnicy.
    *
    (za GW Bielsko-Biała):
    W Dębowcu koło Cieszyna nie muszą się martwić, że w związku z kryzysem zabraknie im gazu.
    – Faktycznie, jesteśmy w dość komfortowej sytuacji, bo korzystamy z lokalnego źródła – mówi wicewójt Artur Kulesza.
    W Dębowcu gaz wydobywa się od powojnia z kilku odwiertów. Należą one do Kopalni Gazu Ziemnego, której właścicielem jest Zakład Odmetanowania Kopalń w Jastrzębiu-Zdroju.
    Kilka lat temu gmina w porozumieniu z firmą wybudowały gazociąg.
    Dziś, dzięki temu posunięciu, gmina jest niezależna i nie musi obawiać się kryzysu, który wywołał spór na linii Ukraina-Rosja – pisze „Gazeta Wyborcza” w bielskim dodatku.
    W dodatku gaz w tej prywatnej firmie jest o 20-30 proc. tańszy od tego, który dostarcza krajowy dystrybutor – Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo.
    Gaz z lokalnego źródła dostarczany jest do Urzędu Gminy, Szkoły Podstawowej, Gimnazjum, Ośrodka Zdrowia, warzelni solanki i remizy Ochotniczej Straży Pożarnej. Niestety, gospodarstwa domowe, już tak dobrze nie mają.
    Do prywatnych domów gaz dostarcza PGNiG, bo żeby mieszkańcy mogli korzystać z państwowej sieci musieliby ją odkupić od krajowego monopolisty oraz zainstalować w drogie nawanniacze.
    ***
    (wg Nowego Przemyslu)
    W gminie Gierałtowice w województwie śląskim budowane są cztery minicentra energetyczne, które mają poprawić efektywność i zmniejszyć emisję CO2 i innych zanieczyszczeń oraz doprowadzić do oszczędności energii pierwotnej.
    – W roku 2002 rozpoczęliśmy prace planistyczne dotyczące tego, jak zreorganizować energetykę w gminie – mówi dr inż. Joachim Bargiel, wójt gminy Gierałtowice (..) W większości polskich gmin, których jest ponad 2000, funkcjonują kotłownie, których można liczyć w tysiące. Najpierw chcieliśmy, by nasze kotłownie przeszły na nowocześniejsze źródła.
    Z węglowych przemienialiśmy je na kotłownie gazowe (propan-butan), olejowe czy energię elektryczną.
    Jednak to nie rozwiązało sprawy. Chcieliśmy poprawić sprawność tych procesów wytwarzania energii. Zastanawialiśmy się, czy nie połączyć procesów wytwarzania ciepła i energii elektrycznej – dodaje.
    W 10-tysięcznej gminie Gierałtowice problematyka dotyczy około 10 MW przyszłej mocy zainstalowanej.
    Rada gminy uchwaliła strategię budowy czterech minicentrów energetycznych.
    Są to agregaty
    * od 105 kW w pierwszym obiekcie na gaz,
    * poprzez 520 kW w biogazowni,
    * od 1,5 MW do 5 MW jednostki na metan i
    * 1,5 MW jednostki wiatrowej.
    Wybranp tereny, na których te przyszłe centra energetyczne zostaną wybudowane.
    – Mają one zasilać wszystkie obiekty, które są w danej miejscowości – mówi wójt Bargiel. – Każdy agregat miał zastąpić 5-7 kotłowni, a nadmiary energii miały być wyprowadzane na zewnątrz na sieć średniego napięcia, w szczególności na oświetlenie ulic w gminie. W tej chwili budujemy pierwsze centrum energetyczne. Zdecydowanie poprawiamy sprawność procesu dzięki kogeneracji oraz energooszczędność na poziomie 20 proc. – dodaje
    W jednostce na metan gmina zamierza wykorzystać zasoby tego gazu, które są odpadem w kopalniach wydobywających węgiel na terenie Gierałtowic – Budryk, Sośnica-Makoszowy i Knurów. Rozmowy w tej kwestii są już zaawansowane.
    Minicentrum energetyczne zasilane wiatrem gmina planuje zbudować na najwyższym terenie w gminie, czyli przy budowanym właśnie największym w Europie węźle autostradowym Sośnica.
    – Powymienialiśmy wszystkie oświetlenia w gminie, układy regulacji prowadzone są zgodnie z czasem astronomicznym. Codziennie zegary są przestawiane na zachód słońca – wymienia Bargiel. – Mamy całodobowy monitoring oświetlenia, który zainstalował Vattenfall – kontrola wszystkich mocy w poszczególnych fazach pracy w obwodach oświetleniowych za pomocą GPS. Z kolei od godz. 24 w nocy do godz. 5 rano natężenie oświetlenia zmniejszone jest o 30 proc. Do tego dochodzą działania termomodernizacyjne w gminie, doszczelniania, regulowanie zaworów – dodaje wójt.
    Gmina Gierałtowice powołała forum Innowacyjna Gmina Wiejska i w tej chwili około 15 gmin należy do tej platformy, gdzie omawiane są nowe technologie energetyczne. Z kolei ta platforma wchodzi w skład Klastra 3×20, który powstał przy Politechnice Śląskiej.
    ***
    Więc można dywersyfikować nośniki energii w naszym kraju, jak się chce.

  13. Edwar D.Dana napisał(a):

    Pawle
    To już drugie takie zjawisko w blogu.
    Jeden z Nicków niedawno wspomniał o Talmudzie jako o przyczynie antysemityzmu, teraz drugi o jezyku.
    Nie wyciągam z tego jeszcze zbyt dalekich wniosków ale nadstawiam ucha bo tony znam z innych czasów, a wtedy też szło niby o syjonizm.

  14. Zofia napisał(a):

    EDD,
    do rozważań na temat polskiej energetyki dorzucam pewno spostrzeżenie – tam gdzie „grasował zywioł germański” jakby to powiedział prawdziwy prawicowy Polak-katolik i na ludzi ma wpływ protestantyzm – zaradność i pragmatyczne myślenie wzięło górę.
    I zobacz w jakim to zakresie – prywatny, gminny gazociąg i tańszy gaz dla sfery przemysłowo-społecznej, albo skutecznie realizowana gminna polityka energetyczna na wysokim europejskim poziomie. Rząd nawet takiej nie ma!
    Najpierw w gminach pomyśleli, potem podeszli do problemów energetycznych z głową. No, ale tam, np. wójtem jest np. dr inżynier. A nie aktywista partyjny. W efekcie w gminie są centra energetyczne, nowoczesne instalacje grzewcze i elektryczne i bogate praktyki związane z racjonalnym oszczędzaniem energii. Nie ma problemów z ogrzewaniem, światłem itp.

  15. Edwar D.Dana napisał(a):

    Zofio
    Podobne obserwacje mam z „mojej” letniej okolicy. Komizmu sprawie dodaje fakt ze choć to Galicja to jest to obszar średniowiecznej kolonizacji niemieckiej. :D

    Wójtowie zresztą chyba prawie wszyscy mają wyższe wykształcenie?
    Przynajmniej ja nie znam innych.

  16. Dyplomata Przyuczony napisał(a):

    .
    A gdyby tak na moment przykrecic kurek gazowy a odkrecic tlenowy? Czy ten moze od laughing gas? Bo przy tym zadeciu merytorycznym hermetycznie (tak, E-J) sennie sie porobilo w klasie ostatnio. Przeciez wszyscy przestali oddychac! Kazdy zachlysniety glebia wlasnej wiedzy. Samemu Mawarowi odebralo dech. I kto teraz dowali Gospodarzowi? Kto pisuarowskiego folkloru tu wniesie? A gdyby jakis nowy a zablakany uczen chcial sie do klasy wsliznac, nie ma mowy. Wzajemna adoracja na wskros. Zadecie nie inne. Duszno! Nawet jesli by tu i wynaleziono formule rozwiazania problemu energetycznego, nikt o tym sie nie dowie. „Mamo znaja nas. A kto? My mnie a ja was.”
    .
    A wiec, klaso, wdech, wydech. Wdech, wydech. Niech zyje cyc! W glowach i tak dalej nic.
    .
    Zofio, brawo! Suflecik cymes. Zaliuziju, kazetsa, ja toze panial. Choc pewnie nie do konca. Jak zwykle zreszta. Wazne jest jednak to, ze czasem talent jakis na blogu zakwitnie. Nawet jesli to kwiat jednej nocy. Inaczej tylko siarkowodor by sie tu smedzil. Podlewany samym kwasem siarkowym. Zeby bylo jadowiciej.
    .
    W temacie dyzurnym: nicki i zwiazane z nimi tricki, jakies podejrzenia, wrecz pewnosci, zostaly wyslowione. Zamiast nimi sie przejmowac, my znowu w ry-my.

    .
    Przestawiła się raz babie w wyrazie litera
    niechcący zmieniając rodzaju znak.
    I już sęp razem z hieną kieckę z niej zdziera
    wietrząc padliny? skandalu? utęskniony smak.

    .
    Zeby zas bylo choc troche merytorycznie (Golfsztromu czy Nordstreamu, kakaja raznica) to i taka ozdobe przytoczyc warto:

    .
    Starym pannom na wyspach Golfsztromu
    Włos się jeżył wokoło sromu
    Żeglarzy zgraja
    Pokłuta po jajach
    Nie życzę tych wód nikomu!

    Wszystkie na blogu stare panny (i nie tylko panny), do obrazy marsz!

  17. Zofia napisał(a):

    EDD,
    nie pisałam kometarza, stwiedziłam, ze Polska usilnie zabiega o personalny udział w monitoringu tranzytu gazu z Rosji do UE z miernym skutkiem, dostała, jak stwierdza polska strona, enigmatyczne obietnice po którymś tam telefonie i rozmowie.
    Dla mnie jest jednoznaczny komentarz rzecznika KE. Bo to obrazuje stosunek KE i unijnych polityków do polskich działań w strefie europejskiej polityki energetycznej.
    Potwierdza to, w moim odczuciu, że w opinii polityków UE polskie działania są odbierane negatywnie i destruktywnie.
    I to jest przykre.

  18. Edwar D.Dana napisał(a):

    Wystarczy ze wyjdę na skraj mojego „obszarnictwa” a widzę „wiatraki elektryczne” Stare spiętrzenie na małej rzeczce (po młynie)
    produkuje energię elektryczna. Jak się dowiaduje energię elektryczna produkowano na tym spietrzeniu juz w latach 30.
    Planowane jest wykorzystanie 2 innych spietrzen.

  19. Zofia napisał(a):

    Dyplomato,
    zapewne wiesz, że sola, to dosyć wykwintna ryba i w smaku fląda się do niej nie umywa. Nieco wyrafinowania dodaje soli . np. szpinak.
    Suflet z soli to bardziej perwersyjna i wyrafinowana w smaku odmiana francuskiego dania (może być też z łososia, pstrąga łososiowatego lub rzecznego).
    Potrzeba:
    400 gr mięsa świeżej ryby, 250 ml śmietanki, 4 jaja a właściwie białka z 4 jaj, 2 łyżeczki drobno posiekanej że świeżych: zielonej pietruszki, szczypiorku, koperku, tymianku, szałwii. Do tego sól i pieprz.
    Teraz procedura gotowania:
    1. Rybkę musisz obrać ze skory i usunąć z niej delikatnie ości.Zmiksować lub przetrzeć przez sito. Dodać jaja i śmietankę, po czym trzeba ucierać ok. 15 min., aż do uzyskania jednolitej masy. Ponownie przefasować przez sitko, dodać pieprz i sól do smaku smaku nieco bazylii i albo oryginalnego mix’u ziołowego „prowansalskiego” wszystko zielone, po czym wymieszaj.
    2. Białka z dodatkiem odrobiny soli (lepiej się ubija) ubij na sztywna pianę. Stopniowo, delikatnie, łyżka po łyżce połącz ubite „na sztywno” bialka z masą rybną i dokładnie wymieszaj, też delikatnie.
    3. Kiedy to zrobisz – do nasmarowanej masłem (ja używam oliwy z nasion winogron) formy sufletowej (ja stosuje m średnie naczynka żaroodporne albo naczynie o kształcie ryby) i wstaw na ok. 25 min. do piekarnika. temperaturę ustaw na 200stp. C.
    Ja dodaję do tego, jako dodatek siekany szpinak, pieczony czosnek lub ew. grzankę czosnkową .
    Na eleganckich rautach suflet podany jest w specjalnych naczynkach na gorąco jako gorącą przystawką albo jako jedno z dań głównych – wtedy z dodatkami, jak np. szpinak.
    Suflety podaje się po zupie w czasie wieczornego obiadu (diner) jako entres (przystawki).
    Na bardzo eleganckich przyjęciach, w trzeciej kolejności, po tzw. hors-d’oeuvres (właściwych przystawkach), ale ten podział się dzisiaj nieco zaciera.
    No, ale jako bywały dyplomata, zapewne o tym wiesz….

  20. Dyplomata Przyuczony napisał(a):

    Zofio, tys klasa prawdziwa jest! Dziekuje za przepis. Za lekcje tez. Nauk nigdy za wiele. Szczegolnie przy zmieniajacych sie etykietach i slow znaczeniu. Np. entres kiedys oznaczalo danie glowne. Takowych jednak na rautach nie podaja zazwyczaj. A suflety juz tak. Twoj przepis na takowy wyladuje na salonach juz wnet!
    .
    Raz jeszcze, stokrotne dzieki, Zofio. Pozostaje unizenie -D.P.
    (D. Bywaly to chyba na sasiednim blogu, jak mi sie wydaje. Ja tylko przyuczony. Na kursach zreszta.)

    PS. Nieuprzejmosciami niektorych perweniuszy radzilbym sie nie przejmowac. To zwyczajne efekciarstwo, jak sadze. Kazdy chce zablysnac. Nieszkodliwe. Tak samo jak i porady podjudzajace. Wysluchac. I odpuscic. Pierwsza zasada dyplomacji. Ale tobie nie musze tego tlumaczyc.

  21. Bars napisał(a):

    Łomatkobosko !
    Czy to warto się tak naparzać już od 8,00 rano?! Dajcie spokój…

    W kwestii rybek :
    Zwał jak zwał, flądra czy sola –
    bardzo łatwo strzelić „gola”!
    Odróżnić się nie da szybko –
    i to rybką, i to rybką.
    Trza mieć niezłe podniebienie
    bo różnica raczej – w cenie.

    A dla większej komplikacji proponuję włączyć do dyskusji turbota – tyz bandzie piknie!!!
    Tak a propos – czy ktoś widział przepiękny staloryt G.Grassa przedstawiający turbota właśnie? Ma go mój kum i przyjaciel, a ja, bezgranicznie zakochana, (w grafice, oczywiście, nie w przyjacielu), mogę jedynie usychać z zazdrości ! Grass zrobił go podczas pisania tego większego „Turbota”, a L. jakoś wymęczył na nim swoją odbitkę.

    Edwar D.Dana Says:
    styczeń 12th, 2009 at 9:02 przed południem
    http://kuczyn.com/2009/01.....ciw-rosji/
    Edwarze ! Podpisuję się pod Twoją wypowiedzią oburącz i z zakrętasem, w dodatku wszystkimi posiadanymi przeze mnie w nadmiarze nazwiskami. Tak, to budzi niepokój i to moim zdaniem uzasadniony !
    Edwarze – był dłuuugi wpis do Ciebie, ale komputer go zeżarł, niestety. Tak to jest, kiedy się trzyma kilka srok za ogon, czyli pisze do Ciebie, gotuje żurek, uprawia poezję na innym, bardzo lubianym blogu, oraz tworzy instrukcję dla naszego drogiego Przyjaciela Głosa, mającą coś niecoś wspólnego z dywersyfikacją… Wszystko przepadło, tylko żurek ocalał.
    Czy ja się kiedyś nauczę, że pisanie w oknie może przepaść?!
    Zdaje się, że Stan ma tak samo…

  22. jasnaanielka napisał(a):

    Bars – pisząc jakiś większy tekst robię to tak, że zapisuję go w swojej poczcie, posyłam na własny adres, kopiuję i wstawiam potem, gdzie należy. Wtedy widzę całość tekstu, nie tylko okienko. I nie ginie!
    Pewnie istnieją prostsze sposoby, ale ja jestem samoukiem i to taki mój patent, sama na to wpadłam :)

  23. Torlin napisał(a):

    Nelu!~Bars!
    Prostszym sposobem jest pisanie tekstu w Wordzie. Po napisaniu i sprawdzeniu albo zaczerniasz cały tekst myszką, albo używasz skrótu lewy Ctrl + A, naciskasz kopiuj (albo Ctrl + C) i wkopiowujesz (?) u Pana Waldemara w blogu Ctrl + V.

  24. Bars napisał(a):

    Jasnaanielko – można tak, pomysł jest dobry, można też w notebooku, można otworzyć nowy dokument na pulpicie lub dysku, ja to wszystko wiem, więc dlaczego tego nie robię? Jakaś taka maniera, czy też swoiste lenistwo, a może przyzwyczajenie i upór – nadzieja, że tym razem jeszcze się uda?

    Któregoś dnia, gdzieś tak w pierwszej dekadzie października, myślałam o Tobie jako o drugiej Wadze, która być może obchodzi właśnie urodziny. Za oknem zadeszczony świat robił wszystko, żeby odechciało mi się żyć. Z nosem na szybie utyskiwałam nad niesprawiedliwością losu, który tak miłe, spolegliwe i pełne empatii istoty jak Wagi, potraktował szarością i pluchą…I wtedy przyszedł do mnie wierszyk-impresja. Cytuję z pamięci :

    Jesień przyszła. Szyby płaczą…
    Patrzę w ścianę szklanych łez.
    W polu zmokłe wrony kraczą,
    W kącie przysnął stary piec.

    Brzozy stoją osowiałe,
    Moknie w deszczu pusty sad.
    Błękit nieba poszarzały
    Bladym szronem w trzciny spadł.

    Mokro, szaro i żurawie
    Odleciały… Ognisk dym
    Cięzko snuje się po trawie
    Jak jesienny, gorzki spleen.

    Slodko pachną jabłka w sieni
    i w kominie ucichł wiatr.
    Z pól nadciąga zmrok jesienny
    Na poduszkach kocich łap.

    Ten wierszyk należy do Ciebie – taki spóźniony prezencik urodzinowy.
    Serdeczności !

  25. Ewa-Joanna napisał(a):

    Pawle,
    Moze nastapilo nieporozumienie z powodu mojego bledu interpunkcyjnego. To zdanie Singera to „mieszkamy w tym kraju ponad 500 lat i nawet nie nauczylismy sie dobrze ich jezyka.“ Reszta to moj komentarz, ktory nie ocenia a stawia pytanie pod dyskusje.
    Wiec nie wiem skad to zalozenie:
    „że Żydzi po pięciuset latach obecności w jakimś kraju powinni nadal czuć się w nim gośćmi i okazywać łaskawym gospodarzom jakieś względy.”
    bo wypowiedz Singera jest jednoznaczna i na tyle mnie kiedys zaszokowala, ze ja zapamietalam, choc czytalam to ponad 20 lat temu. Jak sie uprzesz to poszukam ci dokladnego cytatu, ale to potrwa, bo musialabym przeleciec 3 tomy.

    „Czy naprawdę jesteś zdania, że ową kulturową hermetyczność Żydów, której zawdzięczają przetrwanie jako naród, można nazywać “winą” i przerzucać na nich część odpowiedzialności za pogromy i antysemityzm? Czy powinni się byli zasymilować, a jeśli nie chcieli, to sami sobie są winni? Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że “część winy” ponosi ofiara gwałtu, bo po co chodziła wieczorem do parku, w dodatku w mini.”

    Znowu stosujesz uproszczenia. Sama jestem obecnie w sytuacji owych Zydow, zyjac w kraju o innym jezyku i kulturze. I takich jak ja „obcych” temu krajowi jest tutaj wielu z roznych kultur. Mam porownanie. I nie wyobrazam sobie, zeby istniec w tym kraju i nie nauczyc sie jezyka, ktory jest tu jezykiem urzedowym. Sa tacy, oczywiscie. Ale sa zdani na ciagla pomoc, ograniczeni do wlasnego srodowiska i spetani wlasnego srodowiska przesadami. W sumie cofaja sie nie rozwijaja. To z nich wyrasta czesto sfrustrowany i antyspoleczny element. Czesto to wyobcowanie prowadzi do agresji.
    Z obu stron.
    Jedne grupy radza sobie lepiej , inne gorzej, chyba zalezy to rowniez od statusu finansowego z jakim zaczynaja.
    Zydzi, przynajmniej tu w Australii nie sa zbyt widoczni i choc jest ich bardzo duzo to nie budza specjalnych emocji negatywnych. Juz bardziej Chinczycy…
    Ale… przyczyna jest podobna. Opowiadala mi znajoma z Melbourne, w jaki sposob Zydzi wykanczali konkurencyjne biznesy, przejmujac powoli kontrole nad calymi galeziami gospodarki. I kto nie byl Zyd, nie mial szans na utrzymanie sie na rynku. Swoim pomagali, innych wykanczali.
    Moze w tym lezy czesciowa przyczyna niecheci?

    „A może w takim razie Palestyńczycy też ponoszą “część winy” za to, że nie mieszkają na swojej ojcowiźnie, tylko w obozach dla uchodźców?
    Jeżeli nie przyznajesz racji żadnej ze stron, to dlaczego potępiasz tylko jedną z nich?”

    Na pewno czesc winy ponosza, nie ma watpliwosci. Natomiast potepiam Izrael za te wojne tak jak potepiam USA za Irak czy Afganistan. Moje prawo, Pawel.

  26. Bars napisał(a):

    Drogi Torlinie,
    nie wiedziałam, ze jesteś. Poszłam do kuchni odgrzać żurek, podczas gdy ten ciągle zawieszający się komputer dostał czas na odwieszenie, no i oczywiście po powrocie do monitora nie odświeżyłam strony. Wiesz, ja czasem, ale niezmiernie rzadko, korzystam z tego sposobu, tzn. piszę, zaczerniam i przenoszę, ale po prostu stale popadam w recydywę i naiwnie wierzę, że tym razem się uda.

  27. Ewa-Joanna napisał(a):

    P.S.
    I stosujac twoje metody, zapytam: Czy jezeli ci nadokuczam i dasz mi po ryju, to mam prawo w rewanzu zabic twoje dziecko i ciebie?
    Przeczytaj te 2 artykuly w „Przegladzie” , chyba jednak warto.

  28. Bars napisał(a):

    Droga JasnaAnielko,
    w przedostatnim wersie wierszyka powinno być :
    z pól nadchodzi zmrok jesienny…
    Tak to jest kiedy za bardzo zawierzysz pamięci… Bo było tak – zapadał zmrok i w tym nadciągającym zmroku drogą pomykał zmoknięty jak nieboskie stworzenie i szary jak dym kocio – stąd wzięły się w wierszyku kocie łapy.
    Cieszę się, że wierszyk sprawił Ci przyjemność.
    Czułości !

  29. jasnaanielka napisał(a):

    Bars! – dopiero rankiem zabieram się do pisania, bo miałam ciężki dzień i wieczorem nie nadawałam się do życia. Ciągle mi się snuje po głowie twój wierszyk-prezent i jest mi z tym bardzo dobrze. To cudowne uczucie, że jest gdzieś w obojętnej cyberprzestrzeni bratnia i życzliwa dusza. A na dodatek też w zeszłym tygodniu gotowałam żurek, który nie jest taką zwykłą zupą. W żurku są wszystkie zapamiętane smaki dzieciństwa, był codziennym gościem na naszym stole, kisił się nieustannie w glinianym garnuszku, nakryty lnianą ściereczką. Była z tego zalewajka albo żurek, choć nie tak wypieszczony, jak dzisiejszy. Bo ten dzisiejszy to i na wędzonce i z cieniutko pokrojoną wędliną i jajeczkiem, jakieś majeranki, pieprz, chrzan, czosnek – słowem – GOŚĆ! A tamten, z dzieciństwa to jego bardzo ubogi krewny, ale smak ma coś wspólnego. To jest coś co się nie znudzi i tak, jak świeży chleb z masłem GRUBO! albo smalczykiem ze skwarkami – Zofio! nie czytaj! pozostaje w pamięci i nie da się zastąpić jakimś sushi dla snobów.
    Ja jestem Waga wrześniowa, podążam tuż za Panną, a w ubiegłym roku przekroczyłam kolejny, magiczny próg, kolejny dziesiątek… nie ma o czym mówić. Nie mam pojęcia, kiedy to się stało, że większość swego życia pozostawiłam gdzieś w czasach wojny i realnego socjalizmu. Czasami próbuję w myślach układać swój życiorys w innym przedziale lat i historii. Wychodzi na to, że wpadłam w najgorszą z przegródek, ale jakoś sobie poradziłam i wciąż się cieszę życiem, choć może nie do końca tak, jak bym chciała. Ale czy jest ktoś, kto może spokojnie powiedzieć, że ma właśnie to czego chciał?
    Jeśli tak mówi, to chyba jednak koloryzuje…
    Twój wiersz jest drugim wierszem dla mnie. Pierwszy napisała moja przyjaciółka szkolna, dawno temu. Jest piękny, ale bardzo smutny i po latach sama siebie pytam – skąd ona wiedziała?

  30. Bars napisał(a):

    Kochana Nelu,
    Jako dziecko byłam straszliwym niejadkiem, którego zmuszano do jedzenia i ktory najbardziej ze wszystkiego nie lubił kwaśnych zup. Z upływem czasu gusta zmieniły mi się diametralnie i dziś niemalże uwielbiam żurek. Z reguły gotuję go wg. staropolskiego przepisu, który jest najprostszym z prostych – ot przepis dla leniuchów. Oto on : 1/2 – 1 kg. bialej kiełbasy oraz ok.10dag. wędzonki, np. chudego boczku, gotuję powolutku w odpowiedniej ilości wody, uważając, żeby kiełbaski nie pękły – trwa to ok 1/2 godz. W tejże wodzie gotują się też razem z kiełbasą 4 pokrojone w ćwiartki lub ósemki duże cebule i min.4-5 suszonych prawdziwków, oraz przyprawy, czyli ziele angielskie, liść bobkowy, duuużo niemielonego pieprzu i ząbków czosnku pokrojonych wzdłuż. Wyłowione i ugotowane kiełbaski kroję w plasterki podczas gdy zupka się dogotowuje. Teraz powinno się ją przecedzić, a grzybki pokroić w paseczki i wrzucić z powrotem, ale ja tego nie robię, bo oboje lubimy jeść tak ugotowaną cebulę – potomek wręcz za nią przepada, więc tylko wyławiam i kroję grzybki. Boczek także wyjmuję – jest później zjadany na kanapkach. Teraz kolej na zakwas – niestety, nie umiem go zakisić sama, więc używam gotowego zakwasu sprzedawanego w szklanych butelkach. Wlewam zawartość takiej butelki do zupy i zagotowuję, doprawiam, jeśli trzeba i na końcu zaciągam bardzo dużą ilością dobrej, min. 18% kwaśnej śmietany, koniecznie bez mąki, uważając, żeby się nie zważyła. Podaję z jajeczkami na twardo, na kartofelkach, lub z kartofelkami okraszonymi podsmażonym boczkiem z zupy, obok – wersja do wyboru. Taki żurek, to moim zdaniem klasyczny eintopf, po którym żadne drugie danie nie jest potrzebne.

    Czerwony barszcz kiszę dość często, ale żuru nie kisiłam nigdy. Czy moglabyś podać mi swój przepis ?
    Moja „kontynuacja będzie kontynuowana” jeszcze dziś, jak tylko skończę z obowiązkami. Na razie wysyłam to co jest, bo przecież znowu piszę w oknie ! :-D

  31. Zofia napisał(a):

    Drogie Dziewczyny,
    wprawdzie praktycznie nie korzystam z mąki, ale w sprawie żurka mam rozdwojenie jaźni i gotuje go od czasu do czasu w ilościach kosmicznych, w największym garnku. Technologia najprostsza z najprostszych.
    Kupuje zakwas żytni czyli butelkę żurkiem albo dwie jak gar z tych dużych, najlepiej w jakimś wiejskim sklepie lub szukam takich, które są robione na wsi, patrząc po producentach.
    Biorę swój wielki gar i po kolei – wrzucam warzywka mrożone (siedmioskładnikowe), kilka kawałków kurczaka (w zależności co mi się napatoczy w sklepie), dodaję standardowe przyprawy z liśćmi laurowymi włącznie i przygotowuję z tego wywar.
    Potem ugotowane warzywka wkładam do miski, dorzucam nieco warzyw surowych, posiekane kurze mięsko ,przyprawiam pieprzem sola, oliwką, wrzucam pokrojonego. ugotowanego kurczaka. Pomieszam, wywalam do naczynek i wrzucam do lodówki. Mam kilka porcji mix’u drobiowo-warzywnego na kolejne dni, do risotto, zapiekanki, sałatki ect.
    Do wywaru wrzucam pęto białej kiełbasy, najlepiej lekko podwędzonej (jak mi się trafi w sklepie) albo zwyczajnej białej, wlewam kupny zakwas (zurek) i gotuję. Pod koniec – dodaję, przysmażoną z cebulką suchą kiełbaskę – kosteczki (wędzonki nie jadam, bo nie mogę), ugotowane i posiekane grzyby uzbierane w lato przeze mnie a gotowane w wywarze wcześniej. I się gotuje.
    Potem są dwie wersje – z kosteczkami kartofelków, lub czysty. Jak z ziemniaczkami – to pod koniec pichcenia pokrojone w kosteczkę ziemniaki (kilka) wrzucam do gara, gdy w nim już bulgoce. Wyłączam jak ziemniaki są już jadalne.
    Aha dodaję też majeranek, bo bez majeranku – u mnie żurek nie jest żurkiem.
    Podaje w dużych bulionówkach z jajem na twardo i zaprawiane jak kto woli. ja – jogurtem, goście – kwaśna śmietaną.
    Wcześniej wyławiam z gara białą kiełbasę i kroję ją na talarki lub kosteczki i wrzucam do zupy, jak mam nastawienie bardziej wybredne – wywalam takie ugotowane i pokrojone pęto białej na patelnię i nieco podsmażam dla efektu.
    Albo podaje osobno z chrzanem lub mix’em chrzanowo-żurawinowym.
    Wersja minimalistyczna – procedura ta sama – zamiast wywaru – bulion z kostek. Nie ma tylko wyjątków jeśli chodzi o żur – musi być z od wiejskiego producenta.
    Obżeram się potem tym żurkiem kilka dni i mam go na jakiś czas dosyć.

  32. jasnaanielka napisał(a):

    Mój żurek też robię na tym z butelki, ze znajomego sklepiku. Tylko wersja trochę inna. Nie lubi e białej kiełbasy, więc mój żurek robię na surowej polskiej. Kłuję ją widelcem, aby nie popękała i wraz z kawałkiem wędzonki innej, chudej albo chudziutkiego boczku, gotuję wraz z warzywami w niedużej ilości; marchew, pietruszka seler, por, cebula – dwie przekrojone, listek laurowy, kilka ziarenek ziela angielskiego i pieprzu czarnego – dużo! + jkiś suszony grzyb, albo dwa… Wywar ma mrugać, nie buzować.Potem toto przecedzam, warzywa mam do sałatki, kiełbaskę obieram ze skóry i kroję w jak najcieńsze plastereczki, to samo z wędzonką. Mięsko i grzyby po pokrojeniu wrzucam w wywar, dodaję żurek z butelki tylko lekko wstrząśniętej, aby nie było gęste! i dodaję DUŻO majeranku, czosnek, chrzan, jeśli trzeba to jeszcze trochę pieprzu i jajko na twardo w kawałkach. Ilość stosownie do pojemności garnka. Jeśli gotowałam na boczku, to jeszcze przed tym studzę wywar i odrzucam warstewkę tłuszczyku. Kartofle ZAWSZE gotuję oddzielnie!
    W jednej wersji podaje się je utłuczone, ze skwareczkami ułożone na połowie głębokiego talerza, do drugiej połowy wlewa się żurek. druga wersja – całe kartofle wkłada się na talerz i w to wlewa żurek. Do tej wersji śmietany nie dodaję. Ale można to samo, ze śmietaną – musowo porządną, kwaśną śmietaną, żadne tam 12%! to wtedy kartofle krojone w kostkę, ugotowane w minimalnej ilości wody i dodane w ostatniej chwili do żurku. Taka wersja to był biały barszcz.
    Dlaczego kartofle osobno? Bo, jak powiadała moja babcia na drugi dzień odębieją, a odębiałych myśmy nie lubili!
    ;
    Przepis na domowy zakwas jest bardzo prosty, ale trudny do zrealizowania, bo potrzebna jest żytnia mąka razowa.
    około 10 dkg takiej mąki zalewamy przegotowaną ciepłą wodą, dodajemy skórkę razowego chleba. przykrywamy lnianą ściereczką i zostawiamy na kilka dni w ciepłym miejscu. U na stał na pokrywie kociołka z wodą, która grzała się, kiedy paliło się w kuchni. Można nad kaloryferem. Ten pierwszy zakwas zwykle był wylewany i dopiero drugi i następne były dobre. Garnuszka się nie myło, tylko lekko przepłukiwało, żeby pozostawał na dnie zakwas. Wystarczyło dobrze wymieszać i wylać zawartość, a potem uzupełnić nową mąką i wodą. Do kolejnych nastawień nawet nie konieczny był dodatek skórki od chleba.
    Tym zakwasem doprawiało się zwykłą kartoflankę – wtedy była to zalewajka, piło się to też z kubka, z chlebem na śniadanie, wtedy ze śmietaną. Mieliśmy w wojnę krowę!

  33. jasnaanielka napisał(a):

    Wody ok. 1/2 l. Oczywiście pisałam w oknie! Jakżeby inaczej?

Skomentuj