Jestem z Układu

PiS to rebelianci, nie dyskutanci.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Mój komentarz z Wyborcza.pl

Jarosław Kaczyński odmawiając udziału w debatach wyborczych z pozostałymi partiami nie zrobił niczego niezwykłego. Postąpił zgodnie z własnym rozumieniem swojej roli w polityce i roli kierowanej przez niego partii. Jarosław Kaczyński i PiS nie identyfikują się z tą Polską, o której sprawach mają być debaty uzgodnione między pozostałymi partiami.

W tym sensie, jak napisał to rok temu sam prezes oni nie są w Polsce, lecz dopiero muszą do niej wrócić. To wedle nich jest Polska podbita przez wrogie narodowi siły i debata nad tym, co w niej poprawić, byłaby działaniem wbrew ich głównemu politycznemu zamiarowi. Oni nie chcą w tej obecnej Polsce niczego zmieniać na lepsze. Chcą poprzez skrajnie nieobiektywną, pełną fałszów kampanię wyborczą wprowadzić wzburzenie w kraju i, zwiódłszy wyborców, tą drogą odbić Polskę z rąk wrogów.

Im debata nie jest potrzebna, im jest potrzebna wojna na słowa, a temu nie służy siadanie przy jednym stole na gruncie neutralnym i przy neutralnym moderatorze. Znacznie lepsze są własne konferencje prasowe, na których bez ograniczeń można zamieniać język z narzędzia komunikacji na kastet i gazrurkę.

PiS nie jest normalną partią demokratycznej opozycji. Bez uświadomienia sobie tego nie można zrozumieć polskiej polityki od chwili gdy ta partia zaczęła odgrywać ważną rolę na scenie politycznej. PiS jest partią ustrojowego przewrotu, jak kiedyś komuniści na zachodzie Europy. Trzeba ją, jak kiedyś tamte partie, otoczyć obywatelskim kordonem izolacji, tym bardziej, że izolują się sami. To dobrze, że nie będą uczestniczyć w debatach partii, które do obecnego kształtu Polski, nawet jeśli nie wszystko w nim akceptują, nie mają stosunku wrogiego i nienawistnego. Będzie w tym mniej fałszu, będzie klarowniejsza sytuacja; tu debata, tam rebelia.
 http://wyborcza.pl/1,75968,10196483,PiS_to_rebelianci__a_nie_dyskutanci.html

Arcb. Dzięga Pasterz PiS-owskich dusz

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Mój wpis z facebooka:

  Arcybiskup Andrzej Dzięga zajął się na Jasnej Górze katastrofą smoleńską. W polityczno-kościelnym slangu atakował obecną władzę. Wytykał i pouczał w imienu całego narodu. W podtekstach powtarzał myśli Naszego Dziennika i Gazety Polskiej, o niewyjaśnionych pytaniach i uległości wobec Moskwy. W tych partiach nie mówił, jak duszpasterz lecz, jak pasterz PiS-owskich dusz. I nie w imieniu narodu, tylko jego kawałka.

To szczeniactwo, nie lewicowość.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Mój czwartkowy komentarz dla WP:

Od kiedy kierownictwo SLD objął Grzegorz Napieralski strategia partii oparta została na założeniu, że Polacy dzielą się na lewicę i prawicę. Prawicowcy głosują na dwie bliźniacze partie PO i PiS, a lewicowców trzeba odzyskać dla SLD. Z dwu prawicowych bliźniaków atakować należy Platformę, bo rządzi i trwa przy niej część wyborców lewicy wystraszonych PiS-em. Jak się im wmówi, że PO rządzi strasznie to wrócą do macierzy. W okresach między wyborami strategię partii weryfikują sondaże. Otóż suma sondaży Sojuszu Lewicy Demokratycznej w ostatnich kilku latach jest z grubsza biorąc linią poziomą i to nie na wysokości kilkunastu procent, lecz raczej nieco poniżej dziesięciu. Wydawałoby się, że to silna wskazówka dla zmiany strategii.

A tu czytam, że do wyborów będzie ta sama tylko bardziej ostra. Za taran posłuży Grzegorz Napieralski. Jako mąż stanu! I pierwsze tony kampanii. Poseł Wikiński, lubiący grafomanię, przyrównuje rząd do drakuli, a „mąż stanu” łoi w spocie, polityków głównie PO, mówiąc, że tylko on zrozumiał co ważne dla ludzi. Pomijam drakulę, czy homofobiczne wypsnięcie się posłowi Wikińskiemu, ale ten spot. W treści to komunały, na dodatek, choć gładko napisane, to czytane bez przeżycia tego co się czyta, bez związku z tym, co się czytając myśli. To czuć i widać nawet słuchając szefa SLD w radio. Oczy bolą, w uszach trzeszczy, w zębach zgrzyta.

Sam pomysł, by pokazywać Polakom Grzegorza Napieralskiego, jako męża stanu świadczy o porażeniu jego i jego otoczenia przez pychę. Pierwszy z grzechów głównych, groźny dla polityków.Cóż takiego może pokazać wyborcom, by, nawet robiąc wysiłek, ujrzeć w nim męża stanu, czy choć zadatek na niego? Że usunął Wojciecha Olejniczka, polityka o wiele bardziej niż on otwartego i szczerego, że zebrał kilkanaście procent głosów w wyborach prezydenckich? Mąż stanu to miano, którego nie nadaje grono bliskich, i którym nie są w stanie uczynić nikogo najlepsi spece wizerunkowi. To miano nadają ludzie i historia w nagrodę, za wielkie czyny. Nie zawsze dobre. Przylepianie go sobie w kampanii to wyraz traktowania wyborców, jako tłumu naiwnych. Jako tych, których trzeba schwytać na poważne słowa i miny, dobrze uprzednio pod nich przygotowane, ale z tym co się myśli i kim się jest nie mające wiele wspólnego.

Ta strategia nie da SLD sukcesu. Nie wmówi się, że pod rządami PO Polska tonie, bo nie tonie. Czy, że wpadnie w straszny kryzys, jak ma nadzieję Włodzimierz Czarzasty, bo nie wpadnie. W wyborach nie głosujemy dla partii, lecz dla kraju, bo kraj musi być rządzony. Zdarza się, że głosujemy z radością, bo jest partia, która mówi wiarygodnie to co chcielibyśmy, by się stało. Ale zwykle nie ma takiej partii, bo ich jest mało, a wyborców miliony. I wtedy trzeba wybrać tę, której najmniej nie lubimy. Nie warto zostać w domu, bo głos nieobecnego idzie zawsze na partię, której on nie lubi najbardziej. Stawka wyborów w październiku jest ogromna.

Rozstrzygnie się w walce PO i PiS. A stawką jest to czy będzie recydywa Czwartej RP, zepchnięcie Polski w nacjonalistyczny, odpychający kąt Europy, czy tego nie będzie. SLD Grzegorza Napieralskiego gra dziś w tej samej, co PiS drużynie. Na korzyść rozwiązania fatalnego dla kraju, które nie pasuje też do jego lewicowych wyborców i lewicowych deklaracji. To, co robi obecne szefostwo Sojuszu to nie jest lewicowość, to szczeniactwo.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,50352,title,Ten-polski-polityk-mezem-stanu-Porazila-ich-pycha,wid,13680197,komentarz.html?ticaid=1cd8b