Jestem z Układu

„Po wielkim skoku” – wznowienie

niedziela, 29 stycznia 2012

Po trzydziestu latach od ukazania się wznowiona będzie moja pierwsza ksiażka „Po wielkim skoku”. Publikujee niżej, jako jej zwiastun moje wprowadzenie do reedycji. Wkrótce opublikuje też historię tej książki. Przepraszam niezwykle cierpliwych bywalców za nieobecność przekraczającą granice przyzwoitości. Mam już komputer do dyspozycji i wróciłem z dwutygodniowych wakacji. Przepraszam.

Dedykacja:

Pamięci profesorów; Czesława Bobrowskiego i Stefana Kurowskiego, recenzentów tej książki dla nielegalnej Niezależnej Oficyny Wydawniczej.

 Od autora

Pierwsze wydanie „Po wielkim skoku” wyszło w roku 1980, najpierw w drugim, nielegalnym obiegu, a rok później legalnie. Obecne wznowienie ukazujące się dzięki Akademii Ekonomicznej im. Leona Koźmińskiego oraz wydawnictwu Poltext, jest w niczym niezmienioną wersją tamtej książki. Chodziło o to, by zachować ją jako dokument dość już odległego czasu. Pozwala on zorientować się o ówczesnych możliwościach analizy w świecie informacji cenzurowanej, jak i o myśleniu środowiska ekonomicznego, którego byłem cząstką.  

Obecne wydanie otwiera wstęp pióra Leszka Balcerowicza, za który mu bardzo dziękuję. Lokuje on książkę na tle ówczesnej debaty ekonomicznej i uwidacznia pomost między nią, a tym czym żyje dziś Polska, Europa i świat. Opatrzyłem też obecne wznowienie posłowiem o historii „Po wielkim skoku”. Sądzę, że zaciekawi, jako okienko otwarte na tamten czas. W ramach zaś wspomnianego rzucania pomostów dodany został Aneks poświęcony wielkiej reformie gospodarczej lat 1989-1990. Otwiera go „Wspomnienie o skoku w rynek”, publicystyczna, ale rzetelna i jedna z pełniejszych relacji z pozycji współuczestnika wydarzeń, o przygotowywaniu i wprowadzaniu „Planu Balcerowicza”. Jest tam też moja polemika opublikowana wiosną 1990 roku przez „Rzeczpospolitą” z ostrym atakiem na politykę gospodarczą rządu Tadeusza Mazowieckiego ze strony Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej (poprzedniczki SLD). Pokazuje ona dylematy przed którymi staliśmy. Dodana została też notatka ze spotkania w Warszawie w kwietniu 1990 roku grona wybitnych międzynarodowych ekspertów, którzy oceniali przebieg reformy. Aneks zawiera również wykład inaugurujący rok akademicki 1994, który wygłosiłem w Wyższej Szkole Bankowej w Poznaniu. Jest on próbą wyjaśnienia przyczyn załamania gospodarki, (kryzysu transformacyjnego), jakie dotknęło wszystkie kraje pokomunistyczne bez względu na prowadzoną politykę ekonomiczną. Jest jeszcze jeden tekst, którego charakter chcę tu wyjaśnić szerzej, by uniknąć nie tyle nieporozumień, co złych języków. Z początkiem roku 1990 Michaił Gorbaczow, bardzo zainteresowany polską reformą, ze względu na problemy gospodarcze ZSRR poprosił prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego o zapoznanie go, jak to u nas biegnie. Poprosił, to podkreślam, by nie było cienia podejrzeń, że szło nadal o jakieś raportowanie. Prezydent poprosił z kolei premiera Mazowieckiego, by ciekawość Gorbaczowa zaspokoić i my nie mieliśmy nic przeciwko temu. Przeciwnie byliśmy radzi, że nasz przykład może się im przydać. Odpowiadając na tę prośbę napisałem w lutym dwie notatki, które prezydent po przetłumaczeniu na rosyjski przekazał Gorbaczowowi. Publikujemy drugą z nich, bo pierwszej nie zdołałem odnaleźć.

Pragnę podziękować Akademii Ekonomicznej im. Leona Koźmińskiego i osobiście profesorowi Andrzejowi Koźmińskiemu, za decyzję o wznowieniu „Po wielkim skoku”. Za zrealizowanie przedsięwzięcia dziękuję wydawnictwu Poltext i jego szefowi redaktorowi Markowi Rostockiemu, z którym mi się świetnie pracowało. Dziękuję Stowarzyszeniu Banków Polskich za zgodę na przedruk „Wspomnienia o skoku w rynek” napisanego dla ich periodyku „Horyzonty Finansów 2010”. Profesorom Tadeuszowi Kowalikowi, Andrzejowi Koźmińskiemu i Jerzemu Osiatyńskiemu, dziękuję za miłe dla autora noty na tylną część okładki.

Od obudzenia do otrzeźwienia

czwartek, 5 stycznia 2012

Mój najnowszy komentarz w Wirtualnej Polsce:

„Jeżeli partia zdobywa tyle głosów, to znak, że…”.

Poparcie dla Fideszu spadło do 18%, a 54% wyborców orzekło, że nie wie kogo poprzeć. Jeśli tak jest naprawdę, to sytuacja, dla trzeźwiejących z obudzenia rysuje się niewesoło. Węgrzy oddali kraj całkowicie, bez reszty, w ręce jednej partii. Takiej na dodatek, której szefostwo, sądząc po czynach przekształca demokrację bez przymiotnika, w demokrację z kierowniczą siłą ich partii.

Doświadczenie z IV RP, a teraz z IV Węgrami zawiera też kilka nauk. Po pierwsze bojownik przeciw komunistycznemu zamordyzmowi, może wprowadzić własny. Po drugie wolność jest wrażliwa na wrogie jej wirusy, nawet jeśli się jest w Unii Europejskiej. Po trzecie przestroga by nie nieść wszystkich jaj w jednym koszu obowiązuje także przy urnie wyborczej; nikomu całej władzy – pisze Waldemar Kuczyński dla Wirtualnej Polski.

Przeczytaj wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego

Jeżeli jakaś partia w rzetelnych wyborach zdobywa 60% głosów, to znak, że w takim kraju dzieje się coś nienormalnego. Ludzie są pobudzeni, wyrwani z najczęściej nie emocjonującego toku codzienności. Taki wynik dostała w wyborach 2010 na Węgrzech partia Viktora Orbana – Fidesz. W tamtym roku Węgrzy byli wściekli na socjalistów i ich rządy. Kiedy miliony ludzi coś bardzo oburza to historia tam gdzie żyją rusza z miejsca. To bardzo delikatny moment, bo może ruszyć ku dobremu, albo ku złemu, nawet gorszemu od stanu, który te miliony oburzył.

Oburzeni szukają wybawcy i zwykle pojawiają się chętni do odegrania takiej roli. Węgrzy zobaczyli wybawienie w partii Orbana. Wyobrażam sobie, że panować musiał wtedy nastrój narodowego obudzenia, pobudki w rodzaju „narodzie wstań z kolan”. O takim obudzeniu marzy u nas PiS i jego zwolennicy, a jeszcze goręcej ci na prawo od nich, spece od zamawiania piwa znanym gestem. Węgrzy więc się obudzili i wybrali kierunek.

Sadząc jednak po wynikach sondażu z grudnia ubiegłego roku, spora ich część w 20 miesięcy po przebudzeniu nabiera wątpliwości, czy w nerwach i euforii wybrała dobrze. Przeczytałem, że poparcie dla Fideszu spadło do 18%, a 54% wyborców orzekło, że nie wie kogo poprzeć. Jeśli tak jest naprawdę, to sytuacja, dla trzeźwiejących z obudzenia rysuje się niewesoło. Węgrzy oddali kraj całkowicie, bez reszty, w ręce jednej partii. Takiej na dodatek, której szefostwo, sądząc po czynach przekształca demokrację bez przymiotnika, w demokrację z kierowniczą siłą ich partii.

Czytając relacje z naddunajskiego kraju mam przed oczami dwa lata budowy IV RP nad Wisłą, a nawet, jakbym widział ten etap, do którego u nas bracia Kaczyńscy dążyli, ale nie doszli. Na przykład nie postawili na skraju legalności postkomunistów i nie zmienili Konstytucji, choć o tym śnili i mówili. Polacy, też w 2005 roku wkurzeni na lewicę, zachowali się trzeźwo i nie dali nikomu większości konstytucyjnej. A dobry los sprawił, że pod dwu latach zyskaliśmy szansę, by PiS-owi podziękować.

Wyborcy węgierscy są w o wiele gorszej sytuacji. Sądząc po poczynaniach ich władzy, może być i tak, że przy pomocy czarów nad prawem wyborczym, nad medialnym już się dokonały, głos wyborcy przeciwnego demokracji „z kierownicą” będzie na szali leciutki, a zwolennika ciężki. I wtedy choćby lud otrzeźwiał z obudzenia może mieć trudności, by błąd naprawić i kraj spod władzy fideszowej kierownicy wyjąć. Mogą pozostać tylko dwa narzędzia; ulica (patrz, ostatnia ponoć stutysięczna demonstracja) i nacisk Unii Europejskiej. Unia przeżywa dziś wielki sprawdzian ekonomiczny. Jestem pewien, że go zda i wyjdzie z niego silniejsza. Ale na przykładzie Węgier przeżywa też test na wierność wartościom, które uważa za swoje. Nie wolno demokracji węgierskiej i wolności Węgrów zostawić pod opieką ludzi, którzy uważają, że wolność ma tylko kolor ich partii.

Doświadczenie z IV RP, a teraz z IV Węgrami zawiera też kilka nauk. Po pierwsze bojownik przeciw komunistycznemu zamordyzmowi, może wprowadzić własny. Po drugie wolność jest wrażliwa na wrogie jej wirusy, nawet jeśli się jest w Unii Europejskiej. Po trzecie przestroga by nie nieść wszystkich jaj w jednym koszu obowiązuje także przy urnie wyborczej; nikomu całej władzy. I na koniec głosujmy w otrzeźwieniu, nigdy w obudzeniu.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Tytuł i lead felietonu pochodzą od redakcji

Świromania; powstańcy i ugodowcy!

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Coraz bardziej kocham Twitter. Można przywalić od ręki i uczy zwięzlości. Oto moje ostatnie wpisy:

DziadekWaldemarWaldemar Kuczyński
@FrondaPL Pisoluby po serii klęsk doszli do ściany i teraz idą po niej, w obłoki. Tam Terlikowski zobaczył HITLERA W ..PALIKOCIE.
Waldemar Kuczyński
DziadekWaldemarWaldemar Kuczyński
Podobno wątpią, czy ja to WALDEMAR KUCZYŃSKI. To ja; tubylec, ze  społeczeństwa, tego dla psiej agencji towarzyskiej wedle J.M.Rymkiewicza.
************
Na pisolubnych portalach trwa spór powstańców z ugodowcami. Powstańcy chcą tubylców (70 % polskiego luda) wziąć na smycz, a ugodowcy na lep.
************
***********
Gdyby Balcerowicz uległ publiczności, mediom i „specjalistom” to powinien wycofać reformę kilka dni po jej wprowadzeniu 1 stycznia 1990 r.
O tym czy krzyk wokół refundacji to problem, czy histeria, będzie wiadome za kilka tygodni, po praktycznym sprawdzeniu, ale nie dziś.
*************
Celem publicysty nie jest atak na rząd, lecz na to, z rządu, czy opozycji, co stwarza zagrożenie. Czasem największe stwarza opozycja.
**********
Żale PiS-owców, że są wykluczani, to na prawdę wyraz ukrytego marzenia o monopolu. Przestaną być wykluczani, gdy posiądą wszystko.
***********
To „państwo podziemne”, które budują pisoidy to tworzenie struktur rebelii, rozstrzygania sporu politycznego na ulicach, jeśli będzie okazja
************
Totalna  świromania; na pisoidalnych portalach dyskusja między organicznikami i insurekcjonistami. W niepodległym państwie wolnych ludzi!!