Jestem z Układu


Jarosław Kononowicz o Euro 2012

W czwartkowej „Rzeczpospolitej” jest artykuł Mirosława Żukowskiego „Nie gorzknieć w kącie”, a w nim taki fragment; „W czerwcu na Polskę spadnie futbolowe nieszczęście, najemy się wstydu, mieszkańcy miast powinni już dziś masowo przenieść się w Bory Tucholskie, a ci co pozostaną zabarykadować w domach z zapasem żywności i wyjść dopiero 1 lipca. Taki jest obraz Euro w polskich mediach na miesiąc przed meczem otwarcie”. Od wielu dni wszystko przysłania czarnowidztwo, bieganie z zapamiętaniem, gdzie czegoś nie dokończono. Zachłystywanie się korkami przy zjeździe z A2, długością podróży pociągami i samochodami z turniejowego miasta do miasta, brakiem kolejki z lotniska na stadion w Warszawie i tak dalej.

Miałem tu ochotę napisać, że to obłęd, który wyrwał się spod kontroli, ale to tylko część prawdy. Najpierw kilka zdań o stanie rzeczy. Wedle informacji cytowanej przez krytyków, z założonego inwestycyjnego programu związanego z Euro 2012 nie wykonano, aż jednej ósmej na kwotę 13 mld złotych! Łatwo przeliczyć, że program opiewał na 104 miliardy złotych, czyli był ogromny i został wykonany w 87% z ogonkiem. A przecież to nie były jedyne inwestycje w Polsce, ponadto budowano wiele obiektów ze środków unijnych i nie tylko, bez związku z Euro. W takich sytuacjach zawsze występuje napięcie między skalą inwestycji, a potencjałem potrzebnym do ich wykonania. Im większa dysproporcja tym większa też szansa dla marnych firm, bo i one stają się potrzebne. W sumie tym większa możliwość poślizgów i niedoróbek. Wykonanie w takiej sytuacji 87% programu to nie klęska, lecz dobry wynik. W żadnym wypadku powód do histerii.

No właśnie, czy tylko histerii? Nie, nie tylko. Histerię, a dokładniej niekontrolowaną owczą pogoń za tym co się nie udało, czy źle udało można przypisać głównym mediom. Wiadomo, im gorzej w realu, tym lepiej na szpaltach, czy ekranach. Ale w przypadku polityków o histerii nie ma mowy. W tym towarzystwie na początku jest kalkulacja, co nam się opłaca. Czy pochwalić i jak pochwalić, czy przywalić i jak przywalić. Rzeczywisty stan rzeczy, jakikolwiek byłby, super, czy do niczego, schodzi na drugi plan. No, a jak się już ustali linię partii, to siłą rozpędu można się zachłysnąć bluzgiem, lub zachwytem. I jest oczywiste, że politycy rządzący będą chwalili to, co do nich należało, a politycy opozycji będą szukali dziur.

W naszej konkretnej sytuacji jest wszakże osobliwość, która zasadniczo różnicuje treść i ton krytyki władzy. Mamy bowiem, oprócz partii opozycyjnych takich jak SLD, czy Ruch Poparcia Palikota, partię ustrojowej rebelii, jaką jest PiS pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego. Wracam do tej osobliwości przy każdej okazji, bo jak się jej nie widzi, to się nie rozumie polskiej polityki.

Prawu i Sprawiedliwości nie zależy na merytorycznej ocenie tego, co robi rząd. Celem tej partii, pod obecnym kierownictwem, nie jest zmiana polityki, lecz zmiana politycznego kształtu Polski, który ona odrzuca. W logice postępowania PiS jest liczenie na katastrofę wizerunkową Euro 2012, bo da się nią obciążyć i Tuska i III Rzeczpospolitą. Pragnienie rzutuje na postrzeganie rzeczywistości. Cóż takiego skłoniło Jarosława Kaczyńskiego, do mówienia, że na Euro nie będzie dróg, autostrad, kolei, nie będzie niczego? Chyba nie pan Kononowicz?

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Czytaj także wcześniejsze felietony Waldemara Kuczyńskiego

601 komentarzy to “Jarosław Kononowicz o Euro 2012”

  1. Torlin napisał(a):

    W winie umoczony!
    W Twoim stylu, Ty jesteś jednak grzmotnięty w mózg. Jeżeli policjant, wśród setki samochodów zawracających w miejscu, gdzie jest zakaz zawracania, zatrzymuje jeden, akurat prowadzony przez największego wroga, i każe go mandatem, to nazywanie go osobą pilnującą porządku na drodze świadczy o mafijnej mentalności. Co sugeruję, żebyś wziął do siebie.

Skomentuj