Jestem z Układu

Sobota 13.05.2006. Telewizja Bronka.

sobota, 13 maja 2006

Bronka Wildsztajna znam od czasów emigracji we Francji, a więc ponad dwadzieścia lat. Był czas kiedy nie dzieliła nas polityka, chociaż pewno nigdy nie mieliśmy poglądów identycznych. Nigdy nie stało się nic co by mnie z nim pokłóciło osobiście. Podzieliła nas polityka, a najbardziej wyniesienie przez niego owej „Listy Wildsztajna”. Jedyne co tym zrobił to krzywdę wielu ludziom. Spontaniczne i jednak rzetelniejsze ujawnianie współpracowników SB i tak by następowało przez pokrzywdzonych, którzy dostali swoje teczki do wglądu. Jego czyn potwierdza filozoficzną prawdę, że nic nie robi tyle złego, co walka o dobro. Dobro to najskuteczniejszy schowek diabła. To oczywiście nie znaczy, że zło jest anielskie, nie ma symetrii.

Ale nie o tym chcę mówić, lecz o tym jaką telewizję będzie chciał zrobić. Sądzę więc, że od strony treści programowych i obsady personalnej będzie to telewizja najbardziej przechylona na bok (oczywiście na prawy) w stosunku do tego, co było do tej pory. W tym sensie będzie to telewizja PiS-owska, a nie publiczna, i to bardziej PiS-owska, niż była SLD-owską telewizja pod rządami Kwiatkowskiego. To mi się oczywiście nie będzie podobało i pewno też wielu telewidzom.

 Z drugiej strony będzie to telewizja mało podatna na naciski polityczne i na telefony od polityków. Wildsztajn jest rogaty, a jego pozycja nie zależy od tego, czy będzie, czy nie będzie prezesem TVP. Nie musi zachowywać się oportunistycznie i kłaść uszu po sobie nawet wobec „pierwszego posła”. Jestem pewien, że taka będzie jego ambicja, inna rzecz czy uda mu się ją zrealizować. Przewiduję więc, że szybko powstaną konflikty między Prezesem i jego ekipą, a politykami koalicji. Tu będzie iskrzyć i będą rosły chęci, żeby tego co prawda „naszego”, ale nieposłusznego, nieodpowiedzialnego wywalić. Ta cecha Telewizji Bronka jeśli się ujawni będzie mi się podobała, i chyba nie tylko mnie. Trzecią cechą prezesowania przez Wildsztajna będzie jak mi się wydaje duża konfliktowość między nim i Zespołem, bo jest to gość, który raczej spory i konflikty zaostrza niż je łagodzi. Jeśli więc niezadowolenie polityków, że się ich nie słucha połączy się z konfliktami w środku, to jego prezesowanie może nie być długie.      

Piątek 12.05.2006 Przepraszam!

piątek, 12 maja 2006

W skutek mojego błędu niechcący wykasowałem wszystkie Wasze komentarze, także mój, pod zapisem z 11 maja, czyli z wczoraj. Jeżeli macie ich teksty to przyślijcie mi je jeszcze raz.

Teraz mój krótki tekst z „Gazety” (11.05.br)

Z trojga złego Lepper najlepszy.

Powołanie koalicji wywołało wiele krytyk w kraju i za granicą. Jako najważniejszy zły duch nowo stworzonego układu występuje w nich Andrzej Lepper. Moim zdaniem jest to błąd w ocenie. Lepper z trójki liderów partii koalicyjnych jest najmniej niebezpieczny. W tej grupce to polityk, jak i pozostała dwójka, cyniczny i wyrachowany, ale trzeźwy, w tym sensie, że najmniej opanowany przez ideologiczne i inne obsesje, a może całkowicie od nich wolny.

Powołanie koalicji wywołało wiele krytyk w kraju i za granicą. Jako najważniejszy zły duch nowo stworzonego układu występuje w nich Andrzej Lepper. Moim zdaniem jest to błąd w ocenie. Lepper z trójki liderów partii koalicyjnych jest najmniej niebezpieczny. W tej grupce to polityk, jak i pozostała dwójka, cyniczny i wyrachowany, ale trzeźwy, w tym sensie, że najmniej opanowany przez ideologiczne i inne obsesje, a może całkowicie od nich wolny.Lepper chce rządzić i w tym celu umie wyrzec się bzdur, a nawet nie bzdur, które głosił z fanatycznym płomieniem, by zdobyć popularność. To oportunistyczne i niesmaczne, ale wskazuje, że mamy do czynienia z politykiem nie opętanym przez obsesję, iż ma do wykonania misję, której trzeba wszystko podporządkować. Jeżeli musi być tak lub tak, to lepiej mieć w polityce krętactwo kierowane własnym interesem, niż ideologiczne szaleństwo, także zresztą z krętactwem.

Nie ma niczego bardziej niebezpiecznego w rządzeniu jak obsesja, czyli fałszywy ogląd rzeczywistości redukujący ją do jakiejś jednej cechy, wyjaśniający wszystko za pomocą jednej przyczyny. Na przykład za pomocą wszechogarniającego, zorganizowanego układu przestępczego, który trzeba wykryć i zniszczyć. I nie ma nikogo bardziej niebezpiecznego niż polityk ogarnięty obsesją, wierzący w nią jak w najświętszą prawdę i obdarzony dużą władzą.

Takim politykiem jest Jarosław Kaczyński. Gdyby nie on, to już dawno byłaby koalicja PiS z PO, a prezydent byłby bardziej autentyczny i popularny, niż jest, Polska nie byłaby opisywana jako dziwadło, a rząd może nawet jakiś układ, gdzieś by znalazł. Cieniem szefa PiS, ale bladym, jest Giertych. Obaj w pragnieniu krucjaty na rzecz dobra – tak jak je pojmują – mogą wyrządzić jeszcze więcej złego, niż powoduje fakt, że wicepremierem jest przestępca.

Komentatorzy mówią, że Kaczyński, wciągając do koalicji dwie partie, zlikwiduje je i stworzy wielkie stronnictwo ludowo-narodowe. Może chce to zrobić, ale wątpię, czy zrobi. Liga być może zniknie, ale nie Samoobrona. Co więcej, jeżeli Lepper wytrzyma nerwowo i zapomni o „dawaniu w papę”, i jeszcze paru pogwarkach z czasów dochodzenia do władzy, a małych oszustów, których ma w partii zechce i potrafi utrzymać z daleka od „konfitur władzy”, to na tle – i tylko na tym tle – obsesyjnego lidera koalicji może wyrosnąć na alternatywę odpoczynku po szaleństwach. Lepper w koalicji to konkurent szefa PiS. Niewykluczone, że Kaczyński wpuścił do koalicji swego pogromcę. Mówię to bez uciechy, choć życzę obecnemu kierownictwu PiS porażki, bo uważam je za szkodliwe dla kraju.

Do Leppera nie mam sentymentu – wiele razy go dźgałem piórem i to mocno. Jako doradca Jerzego Buzka zażarcie walczyłem, by żaden minister i wysoki urzędnik państwowy go nie przyjmował. Ale uważam, że jest politykiem bezpieczniejszym dla kraju niż lider PiS. To oczywiście nie znaczy, że cieszy mnie jego widok przy sterach Rzeczpospolitej. Ale bójmy się kogo innego.

Czwartek 11.05.2006 r. Jak za Panem Bratem

czwartek, 11 maja 2006

We wczorajszym orędziu (chyba raczej orędziku) do Narodu Pan Prezydent powiedział tak; z winy Platformy Obywatelskiej powstała  koalicja, która będzie zmieniała Polskę na lepszą, sprawiedliwszą i mniej skorumpowaną. Wywołało to niepokój obywateli, który Pan Prezydent chce uspokoić i zamienić na optymizm, jakim sam promieniuje. Dobranoc.

Acha, jeszcze rośnie produkcja!

Teraz poważniej. Jeżeli Prezydent miał tylko tyle do powiedzenia, to mógł sobie podarować owo orędzie. Ono robiło wrażenie „zaistnienia” – to jest termin z wnętrza gabinetów politycznych władzy – wymyślonego w kręgu doradców pod presją głosów, że Prezydent zniknął. Uznano, że jest wielkie zapotrzebnowanie na „zaistnienie” Głowy Państwa w mediach i w sprawach krajowych i wymyślono orędzik. Ów orędzik bardziej potwierdził słuszność krytyk, że Lech Kaczyński nie ma pomysłu na pełnienie swojej funkcji, niż je podważył. Pierwszymi reakcjami były raczej żarty, choćby z postępu w ułożeniu rąk na stole. Lech Kaczyński jeszcze raz wystąpił tak, jakby był prezydentem swojego brata, a nie kraju. Nie ma ani jednego jego wystąpienia, które różniło by się od tego stylu, zabójczego dla powagi i autorytetu Prezydenta, któremu nie wolno robic wrażenia, nieodpartego, że jest cieniem kogoś innego. Słyszeliśmy ton i treść partii i tylko partii. Jeżeli Prezydent nie znajdzie sposobu na rzeczywiste, a nie udawane, nawet tego nie próbuje, oddalenie się (bez zrywania rzecz jasna) od PiS i brata to będzie odbierany, jako zły prezydent. I to będzie słuszne i żaden PR nie pomoże.

Przy okazji, skoro była mowa o ułożeniu rąk kilka obserwacji i uwag na podobne tematy.

Otóż jak głowa Państwa idzie wzdłuż kompanii honorowej to dobrze byłoby żeby koszula nie wystawała mu poniżej guzika od marynarki, jak to było widać 3 maja. Albo schudnąć, albo kupić sobie marynarkę na dwa guziki. Warto też – to uwaga dla PR-owców – poprawić dykcję głowy państwa, żeby nie mówił „będę szczeg”, tylko strzegł. I jeszcze jedno, Prezydent nie powinien mówić, że jest „prezydentem RP”, nie żyjemy w skrócie, lecz w Rzeczpospolitej i prezydent jest prezydentem Rzeczpospolitej, a nie RP. 

PS. Polecam stronkę

  http://www.joemonster.org/  

Poniedziałek 8.05.2006 r. Rzeź przy drogach.

poniedziałek, 8 maja 2006

Jechałem do Telemisek w Puszczy Białowieskiej na zajęcia ze studentami Uniwersytetu imienia Jana Józefa Lipskiego, a potem wracałem do Warszawy. Najpierw przez Węgrów, Siemiatycze, Hajnówkę, a z powrotem przez Bielsk Podlaski, Brańsk, Ciechanowiec, Małkinię. Widziałem, szczególnie w drodze powrotnej, wzdłuż dróg setki, setki świeżych pni, po ściętych tuż przy ziemi ogromnych, pewno kilkusetletnich drzewach. Koszmar, przejaw niewyobrażalnej głupoty i szkodnictwa narodowego, a pewno i też chęci zbijania kabzy, bo drewno w cenie. Jeżdżąc po Polsce widzi się bardzo dużo krzyży przy drogach, śladów po śmiertelnych wypadkach, ale tylko niewiele jest ich przy, czy na drzewach. Ludzie giną tam, gdzie im się wydaje, że jest bezpiecznie, gdzie można pohulać, na przykład na drodze bez drzew przy poboczach. 

To szaleństwo trzeba powstrzymać zanim polityczni i samorządowi durnie wygolą i tak niezbyt ładną krajobrazowo Polskę na łyso. Przypomnę im na koniec, że ludzie się topią, i to wcale nie rzadko. Może więc trzeba wypompować wodę!? A przed tym uchwalić odowiednią ustawę. Ci którzy coś z tym szaleństwem mają wspólnego, a zajrzą na tę stronę -puknijcie się w czoło i powstrzymajcie te piły, które mordują ogromny kawał polskiego środowiska naturalnego.

Gości, którzy przeczytają ten wpis, a widzieli ślady tego szaleństwa proszę o podawanie informacji o nim. Będę je przekazywał dziennikarzom wysokonakładowych pism, którzy podjęli walkę z niszczycielami naszych drzew.     

Piątek 5.05.2006 r. Wybór szefa PiS

piątek, 5 maja 2006

 Przy okazji utworzenia koalicji PiS, Samoobrona, LPR pojawił się znów argument, że tę koalicję to naprawdę nie utworzył PiS, ba, nic tak szefów tej partii nie brzydziło, jak zawieranie porozumienia z Lepperem i Giertychem. Ale niestety koalicję utworzyła Platforma Obywatelska, żeby PiS pogrążyć, a Polskę ośmieszyć. Taki sens miała wypowiedź Lecha Kaczyńskiego przy wręczaniu nominacji i to samo powtarzają inni działacze PiS. To jest nieprawda, to jest kombinacja opluwania przeciwnika z tchórzliwą asekuracją, z odsuwaniem od siebie odpowiedzialności za to co ta koalicja przyniesie złego. To jest nawet przeczucie, że ona zło przyniesie, i że dla nadziei zrealizowania obsesji czołówki PiS świadomie ryzyko zaistnienia zła podjęto. Bo dla lidera PiS i jego „układu” treścią Polski, która dla nich jest ważna ma być tylko CBA, ustawa lustracyjna, likwidacja WSI i parę Komisji Śledczych. Resztę mają w nosie, a najbardziej państwo solidarne, bo główny resort do jego realizowania bez skrupułów oddali Samoobronie.  

Jarosław Kaczyński miał wszelkie możliwości, by do tego nie dopuścić. Mógł nawet doprowadzić do rozwiązania sejmu, ale tego nie chciał. Ta koalicja to jego wybór, jego odpowiedzialność i mam nadzieję, że to będzie jego ostateczna klęska, że ten zły demon polityki zniknie ze sceny.   

     

Czwartek 4 maj 2006 r. O Prezydencie trochę cieplej.

czwartek, 4 maja 2006

Znalazłem w internecie propozycję hasła bojowego koalicji PiS i Samoobrony. Brzmi następująco: „Spieprzaj dziadu, bo w papę – Koalicjanci”.

Dalej będzie bardziej trochę bardziej ugodowo. Uważam ciągle, że Lech Kaczyński źle pełni rolę Prezydenta. Robi bowiem wszystko, by wyglądało, jakby był nawet nie prezydentem PiS, ale właściwie tylko prezydentem swojego brata. Ja, przez to, nie mogę go uznać za „mojego prezydenta”, bo ilekroć go słyszę, słyszę Jarosława, którego uważam za złego ducha polskiej polityki i nie ma żadnych śladów, żeby coś się zmieniało. Ale może jakaś refleksja u Lecha powstaje, że skończy źle, jeśli pozostanie bezwolnym cieniem brata. W wystąpieniu trzeciego maja pojawiły się akcenty być może zapowiadające coś nowego i pozytywnego. Lech, jak słusznie zauważył Stasiński w „Gazecie” nie użył określenia IV RP i to już nie pierwszy raz. Przyznał, że Trzecia Rzeczpospolita miała sukcesy i powiedział, że naprawę państwa nie muszą robić tylko konserwatyści lecz wszyscy, którzy chcą jego naprawy. I potraktował te słowa, jako zaproszenie.

Nie robię sobie po tym zbyt wielkich nadziei, ale chciałbym, żeby można sobie je zrobić, bo nie należę do entuzjastów politycznej bijatyki, chyba, że trzeba, jak narazie. Zawsze rozróżniałem między obu braćmi uważając Lecha za rozważniejszego Kaczyńskiego. Byłem nawet jedną z osób w bliskim otoczeniu premiera Jerzego Buzka, która go zaproponowała na miejsce Hanny Suchockiej. I myślę, bez megalomanii, że to miało wpływ na decyzję premiera. Do tej pory uważałem, że to był jeden z moich błędów jako doradcy, bo zapomniałem na chwilę, że stoi za nim brat, pierwszy polityk chaosu w Rzeczpospolitej. Byłbym naprawdę zadowolony gdyby się okazało, że aż takiego błędu nie popełniłem.

    Dwa słowa o odznaczeniach. Ucieszyło mnie pośmiertne odznaczenie Alinki Pieńkowskiej, postaci bardzo ładnej i zasłużonej. Ucieszyło mnie też pośmiertne odznaczenie Lecha Bądkowskiego, człowieka bardzo mądrego, którego ważną rolę w czasie strajku sierpniowego dobrze pamiętam. Dużą radość dało mi odznaczenie Heni Krzywonos, w 1980 roku tramwajarki, która zatrzymała komunikację w Trójmieście. Pisałem o niej, jesteśmy dobrymi znajomymi, a dzień po zakończeniu strajku, który odbywał się w abstynencji mocno odreagowaliśmy stresy w jednej z restauracji gdańskich, przy brawach publiki. Alinko i Lechu, niech Pan „prowadzi Was na wody spokojne i dusze Wasze pokrzepia”. Heniu gratulacje.