Jestem z Układu

Sroda.12.07.06 Wakacyjna pochwała łapówki.

środa, 12 lipca 2006

Są wakacje i choć następuje cudowne przemienienie Regenta w Premiera, oby żył wiecznie i co prędzej prywatnie, to wakacje mają swoje prawa. Nie będę pisał o potworze z Dolnego Mokotowa, bo znam tylko tego z Żoliborza, któremu towarzyszy kot o imieniu „Kot”. Ja też mam kota o imieniu Bulwa, nadanemu przez moją córkę i podrzuconego nam po pretekstem, że Tomek, mąż Natalii ma alergię na koty i może co najwyżej tolerować szczura o imieniu Glut, całkiem sympatyczna szczurzyna, ostatnio mnie ugryzł. Mój kot budzi mnie ze wschodem słońca domagając się mięseczka w galarecie, ale firmy nie wymienię, bo to byłaby reklama (ten blog nie jest gwiazdą, ale około 400 osób ogląda go codziennie). Kot czasami dostaje moimi portkami, jeżeli obudzi mnie wtedy kiedy prawa obywatelskie jeszcze Kotu nie przysługują. Ale nie o Kocie chcę pisać tylko o zbawiennej sile łapówki, ku pouczeniu PiS i Jarosława Kaczyńskiego, którzy z łapownictwem chcą walczyć tak, że kamień na kamieniu nie zostanie. (więcej…)

Wtorek 11.07.06 r. Dobrze o władcach PiS!

wtorek, 11 lipca 2006

Pani Ewa w komentarzu do poprzedniego wpisu zadała mi bardzo ciekawe zadanie; co dobrego, choćby w ramach ćwiczeń pisarskich, mógłbym napisać o władcach PiS? Dziekuję Pani Ewo za to zadanie. Spróbuję napisać o niektórych politykach i tylko to co widzę dobrego. (więcej…)

Poniedziałek 10.07.06r Powszechne przywalanie Kaczyńskim.

poniedziałek, 10 lipca 2006

Już prawie wszyscy krytykują Kaczyńskich. Nawet ich, ciągle chyba jeszcze aktualni, miłośnicy, jak Igor Janke, Michał Karnowski, Piotr Zaremba, Tomasz Wróblewski i jeszcze inni zaczynają odbierać mi chleb. Paru następnych już nie wychwala braci, ale nie krytykuje, tylko milczą, bo za poprzednie chwalenie wyfasowali dobre fuchy i znaleźli się w nowym Układzie. Przypominam, że nazywam go SGTW – supergrupa trzymająca władzę, znacznie wyższe ogniwo w ewolucji „układów” zagarniających państwo, w stosunku do SLD-owskiej GTW. Posucha idzie. Trzeba się będzie ewakuować i szukać innych tematów, bo nikt nie jest tak skuteczny w przywalaniu, jak zawiedzeni w miłości. A ja jestem tylko spełniony w obawach, na szczęście na razie nie w najgorszych. Nawiasem mówiąc myślę, że te najgorsze się nie spełnią, że raczej będzie śmieszniej niż groźniej. (więcej…)

Niedziela 9.07.06r. Centrolewie jesteś potrzebny!

niedziela, 9 lipca 2006

Tak, jak napisałem w piątek, objęcie przez Jarosława Kaczyńskiego teki szefa rządu sprawia, że układ władzy będzie bliższy normy i gorszy zarazem. Gorszy, bo wszystkie cechy tego polityka (agresywność, podejrzliwość, obsesyjność) będą kształtowały praktykę rządzenia na codzień. Przewiduję, jak napisałem, jeszcze większe zaognienie klimatu politycznego w Polsce i jeszcze większe jej skłócenie ze światem, a w ślad za tym degradację naszej pozycji międzynarodowej, możliwość ośmieszenia kraju i – co ważne – także ośmieszenia narodu! (więcej…)

Piątek 7.07.06r. Pała IV RP. Kaczor w siodle.

piątek, 7 lipca 2006

Mariusz Kamiński ma w ciągu 30 dni stworzyć CBA. Powstaje „Tajna Partyjna Policja „, to właściwa nazwa dla tej instytucji. Kamiński zrzekł się mandatu poselskiego i członkowstwa w PiS, co ma gwarantować jego obiektywność. Dobre sobie, to kamuflarz ukryty za ustawowym obowiązkiem. Jest on nadal sierżantem Jarosława Kaczyńskiego, obiektywnym tak samo, jak jego szef. To pierwsza niby państwowa, a w istocie swej partyjna struktura opresyjna w Polsce po roku 1989. To „pała węgielna IV RP”, wyraz istoty systemu, który chce tworzyć czołówka PiS. Z punktu widzenia skuteczności walki z korupcją instytucja zbędna, a nawet szkodliwa, bo jej utworzenie i superuprzywilejowanie wywoła potężne konflikty pomiędzy tą TPP i innymi normalnymi instytucjami państwowymi do ścigania przestępstw. 

Na razie trwa paniczne poszukiwanie „Układu”, bo już 10 miesięcy rządzi ta nowa SGTW (przypominam – Supergrupa Trzymająca Władzę), a „Układu” nie widać. A przecież na jego odkryciu zasadza się wszystko. Jak się nie znajdzie, to będzie wiadome i nikt już nie poda w wątpliwość, że oszołomstwo głosili i oszołomstwem rządzili. A na razie w sieciach marnie; jacyś niezbyt wysocy urzędnicy Ministerstwa Finansów, pokazowo wyciągnięci z Urzędu i przedstawiani za bardzo wysokich, teraz wiceminister spraw wewnętrznych, zaraz wypuszczony, choć Wasserman dostrzegł w nim od razu wielkiego przestepcę. A tu nie zamknęli, widać przesłuchiwał go jeszcze prokurator z „Układu”, a nie ten właściwy. Ale nie uważam, żeby rację miał Jachowicz znany dziennikarz śledczy, który w pospiesznym uznaniu wiceministra za wielkiego przestępcę dostrzegł wpływ upału na głowę ministra-koordynatora. To nie upał, to namiętno-paniczne łaknienie i pragnienie „Układu”. Może grubszą rybą okaże się Bujalski, ale to też nie będzie jeszcze to. Chcą więc dopaść Jolantę Kwaśniewską, w nadziei, że tą droga uda się schwytać za gardło tego, o którym wiedzą na 105 %, że jest głównym „ojcem chrzestnym” Układu, Dona Aleksandra.

Mówiąc poważniej, pochwalam zapał w gonieniu łapówkarzy i innych przestępców „wszelkiej koligacji politycznej”. Obawiam się jednak, że i ta tajna policja PiS i normalne organa będą przymuszane do tego, by gonić przestępców, ze złych, wedle władzy, koligacji politycznych, a przymknąć oczy na tych z dobrych. I obawiam się, że w panicznym szukaniu „Układu”, w miarę upływu czasu narastać będzie ryzyko „dobierania z niewinnych”, a może już ono istnieje. Jedyna nadzieja w funkcjonariuszach państwowych z kręgosłupem, którzy nie pozwolą się wykorzystać dla gonitwy za obsesjami czołówki PiS, także dla własnego samopoczucia zawodowego i interesu. To dla nich czas próby.

Słuchałem pierwszej wypowiedzi Prezydenta po „dyspepsji”, która, jak sam powiedział, jeszcze mu do końca nie przeszła. To było widać i słychać, szczególnie w słowach i w tonie jego ocen byłych ministrów spraw zagranicznych. Polsko za jakie grzechy pokarałaś się tym dyspeptycznym mieszkańcem pałacu? I czy masz świadomość, czego jeszcze doświadczysz, od niego i tego drugiego, ważniejszego?

No właśnie. Akurat przeczytałem, że Marcinkiewicz ustępuje i że premierem zostanie Jarosław Kaczyński. Szanowałem i szanuję Marcinkiewicza, nie napisałem ani słowa krytycznego pod jego adresem. Mam nadzieję, że z czasem stanie się osobą krystalizującą opozycję wobec Kaczorów, wokół rozsądnej alternatywy dla tej partii w odróżnieniu od obecnej bardzo szkodliwej dla Polski. Jeśli Kaczyński zostanie premierem, będzie normalniej, bo rządził będzie jawnie, a nie zza węgła, ponosząc odpowiedzialność, także konstytucyjną. Ale lepiej nie będzie raczej jeszcze bardziej narwańczo. Rząd straci popularność i może to przyśpieszy kryzys całego tego, fatalnego dla Polski układu politycznego, który zafundowała nam część rodaków. Oby tak się stało. Zmiana premiera to rekonstrukcja rządu i nowe negocjacje koalicyjne. Bez wątpienia zwiększy się udział Samoobrony i LPR w rządzie i administracji. Jarosław Kaczyński w roli premiera, to gwarancja bardzo poważnego zwiększenia ostrości debaty publicznej i temperatury politycznej w kraju. Będziemy bliżej zimnej wojny domowej. To bez wątpienia także dalsze zwiększenie agresywności i podskakiewiczostwa w polskiej polityce zagranicznej i dalsze poważne pogorszenie wizerunku i pozycji Polski w Unii Europejskiej i szerzej. Więcej o tym w jutrzejszym wpisie. 

Czwartek 6.07.06 Partie szkodników.

czwartek, 6 lipca 2006

W czasach stalinowskich, kiedy w sojuszu ze Związkiem Radzieckim broniliśmy pokoju przed zakusami anglo-amerykańskich podżegaczy, krążyło powiedzenie; „tak będziemy walczyli przeciwko wojnie, że kamień na kamieniu nie zostanie”. To powiedzenie przyszło mi do głowy w tych dniach, kiedy nasila się germański, satyryczny „drang nach Polen”, a nasz Prezydent, Jego Kancelaria, Jego Braterski Zwierzchnik wraz z PiS owską drużyną walczą o godność Polski. Walczą tak, że nic z niej nie zostanie.

Mój tata – ojczym, Władysław, że wspomnę tutaj jego imię i jego samego, o sąsiedzie, z rodziny zresztą, mocno z nami skłóconym mawiał, że „ma on muskuły, jak bocian pięty”. To było po jedynej perswazji siłowej w stosunkach rodzinnych z sąsiadami. Kiedy słuchałem posła Gosiewskiego, istnego Goliata PiSu, który głosił pochwałę siły i twardości wobec innych krajów, to oczami wyobraźni widziałem te bocianie pięty.

PiS rządzi od 10 miesięcy. W państwie niczego nie naprawili, dosłownie niczego, natomiast zatruli atmosferę w kraju, ich Czwarta RP coraz bardziej cuchnie i to nie tylko nad Wisłą, ale także nad Łabą, w Brukseli i jeszcze dalej. Jeżeli tak, jak do tej pory będą zabiegali o szacunek dla Polski za granicą, to zrobią z nas, już robią, odpychającego wszystkich dziwoląga Europy. Na szczęście w odróżnieniu od końca XVIII wieku, kiedy też byliśmy takim dziwolągiem, nie ma dziś nikogo, kto chciałby skorzystać z takiego wizerunku, żeby dziwoląga zlikwidować. Niesiołowski miał rację; Polska dostała się w ręce strasznych ludzi. Ja zresztą też miałem rację, bo bez użycia tego określenia od wielu miesięcy pisałem i piszę to samo, także w tej chwili. Tu od razu powiem, że Lepper jest z nich najmniej straszny.

Nawet taki wielki fan Kaczorów i PiS, taki ich „sputnik”, jeden z twórców klimatu, który umożliwił powstanie dzisiejszego, nieszczęsnego układu, jakim był Piotr Zaremba tak napisał w swoim blogu;  

„24.06.2006 20:19
Dziwna trucizna w powietrzu
– Czuło się dziwną truciznę w powietrzu – pisał w roku 1920 amerykański polityk William McAdoo o atmosferze jaka ogarnęła życie społeczne i polityczne USA w tym właśnie czasie, Nie miejsce tu aby objaśniać o co chodziło zapomnianemu dziś bohaterowi zamierzchłych wydarzeń. Mam po prostu podobne poczucie dziś. Obserwowałem całą III RP – z zawstydzającymi przejawami wojny ideologicznej początku lat 90, i korupcyjnego bagna przełomu wieków. Ale nigdy nie odczuwałem aż tak smaku zatrutego powietrza….nasze życie polityczne przypomina kloakę, a lewica może bez żadnej własnej zasługi wrócić do gry”.

Święte słowa Panie Piotrze, tylko trzeba było trochę więcej przenikliwości, kiedy się z szaleństw komisji śledczych, szczególnie tej paranoicznej, orlenowskiej robiło „perły polskiej demokracji”, podczas, gdy to były seanse patologii niszczące miliony ludzkich głów. Lewico, jeśli już nie ma innego wyjścia, to wracaj co prędzej ze swoimi przywarami i uwolnij nas od PiS i LPR, od partii szkodników. Z Samoobroną, po tym co doświadczamy, ostatecznie można żyć. 
        

  

Środa 5.07.06r. Łże-mocarstwowe zadęcia.

środa, 5 lipca 2006

Polska polityka zagraniczna ostatnich 17 lat ma ogromne sukcesy. Przypomnę; traktat o naszej granicy z Niemcami, redukcja długów gierkowskich, wejście do NATO i do Unii Europejskiej, generalnie dobre przez większość 17 lecia stosunki ze wszystkimi sąsiadami, skuteczne wsparcie pomarańczowej rewolucji. Ale mamy też porażki; popsucie się stosunków z Rosją, po okresie poprawy i to samo dotyczy Niemiec, gazociąg Bałtycki, degradacja wizerunku Polski w Europie, szczególnie w ostatnim okresie.

Moim zdaniem u podstaw prawie wszystkich porażek, mających oczywiście za każdym razem wiele przyczyn szczegółowych, leży niewykorzenione z naszej świadomości przekonanie, że Polsce należy się status regionalnego mocarstwa. I że tym bliżej będziemy tego statusu im bardziej będziemy w różnych sytuacjach prężyli muskuły, z im większą wyższością będziemy patrzyli na otaczające nas kraje, dając to im poznać i im bardziej będziemy się obrażać na wszelkie, choćby mało ważne objawy lekceważenia Polski. Mówiąc inaczej, głównym źródłem naszych porażek jest dysproporcja między mniejszą wagą, jaką ma i może mieć dziś Polska w Europie, czy szerzej, a o wiele większą wagą, jaką uważamy, że Polska ma z natury i, że powinno się ją jej przyznać, a z jakiegoś powodu się to nie dzieje. Tę cechę, destrukcyjną dla skutecznej polityki zagranicznej mają w mniejszym, czy większym stopniu wszystki partie, ale szczególnie partie prawicy. I niszczycielskie skutki tej cechy są właśnie bardzo widoczne od jesieni ubiegłego roku. Polska duży, ludny kraj Unii Europejskiej zaczyna być postrzegana, jako jej największe dziwadło, pokręcone, nadęte, samolubne i wczorajsze. Obecna ekipa bardzo mocno prezentująca koncepcję budowania prestiżu Polski przez demonstrowanie „twardości” powinna się co prędzej opamiętać, bo jej polityka przynosi skutki coraz gorsze. Gadanie, że wcześniej nie żądaliśmy, lecz błagaliśmy na kolanach jest świadomym kłamstwem. Żądaliśmy i nie pamiętam ani jednego zachowania polskiej polityki zagranicznej z jej dobrych przed PiS – owskich czasów, które byłoby na kolanach. Żądaliśmy, ale tak, że się nie ośmieszaliśmy. A dziś „układ” u władzy Polskę ośmiesza, degraduje, szkodzi jej. Chwast pod nazwą IV RP zatruwa nie tylko kraj, ale także nasze stosunki z sąsiadami.

Polska może mieć duży wpływ na to co dzieje się w Unii Europejskiej i w Europie, pod warunkiem, że trafnie odczyta swą rzeczywistą wagę, kraju dużego, ludnego, ale biednego, militarnie słabego. Może nie jesteśmy żabą marzącą o podkuciu,  ale barankiem. Baranków nie kują nawet w Pacanowie, a więc zadęcia na mocarstwo lokalne wyrzućmy na śmietnik, bo one nam tylko szkodzą. Z baranka robi się wtedy baran. Zapomnijmy o nich, to może za jakiś czas okaże się ku naszemu zdumieniu, że ten i ów zaczyna na Polskę patrzeć, jako na kraj z którego warto wziąć przykład. Na razie zmierzamy do roli błazna Europy i to bez poczucia humoru.  

Wtorek 4.07.06 Dyspepsja Prezydencka.

wtorek, 4 lipca 2006

Wróciłem i zauważyłem, Szanowni Państwo, że całkiem dobrze dawaliście sobie radę bez mojej obecności! Gratuluję i dziękuję za życzenia miłego spędzenia urlopu. To był tylko tydzień, w Wiciu, kilkanaście kilometrów na wschód od Darłowa. Plaża piękna i bardzo luźna. Sporo, polodowcowych kamieni, a wśród nich mnóstwo skamieniałości i okazja do paleontologicznych poszukiwań. Zebraliśmy całą kolekcję śladów życia z przed milionów lat. Wnuczka zaniesie ją do gabinetu biologicznego w szkole. Świetne miejsce, szczególnie dla wczasów rodzinnych. Na przykład w ośrodku „Neptun” Pani Krystyny Gądek, szukać w Internecie.

  Zacząłem pisać coś na marginesie sprawy Zyty Gilowskiej, ale skończyło się tym, że zamiast wpisu tutaj napisałem artykuł, który ukaże się za parę dni. W szantaże i spiski nie wierzę podobnie, jak w to, że była TW. Jej teczka to plotki przerobione na raporty, bez jej wiedzy i świadomości. Tyle.

Nic tak nie jest żywotne, jak bzdura. Napisałem dwa teksty (w „Gazecie” i w „Rzeczpospolitej” – oba wkrótce znajdą się na tej stronie w części „Publicystyka”) o tym, że bzdurą jest twierdzenie, jakoby Polsce ubyło 2 mln. obywateli którzy wyjechali pracować na Zachód. Niestety pierwszego lipca w głównym wydaniu dziennika telewizyjnego na Jedynce, jakiś redaktor o ekonomicznej i demograficznej wyobraźni przedszkolaka, nie chcę pisać obraźliwie, dał na cały ekran „2.000.000 Polaków wyjechało z kraju za pracą”. Bzdura jest nieśmiertelna. W artykule w „Rzeczpospolitej”, na nosa napisałem, że mogło wyjechać od 2004 roku 300 – 350 tysięcy. Nie wykluczam, że przesoliłem. Według GUS i badań ekonomicznej aktywności ludności (tzw. BAEL) wyjechało jakieś 150 tysięcy. Natomiast 2 miliony „wyjeżdżało” w tych latach za pracą. Jeszcze raz przestrzegam przed powtarzaniem bzdury o 2 mln. emigrantów, bo kompromituje każdego kto ją rozpowszechnia.

Trwają dywagacje co dolega prezydentowi. Rzecznik Prezydenta mówił o jakiejś „dyspepsji” nie całkiem jasno i z jakimiś takimi półuśmieszkami. Wczoraj w „Szkle Kontaktowym” towarzyszący Miecugowowi wnikliwy analityk dolegliwości prawdziwych elit, a może i łże-elit” także, dawał do zrozumienia, że wie, co to za dolegliwość ta dyspepsja, ale nie chce tego powiedzieć na głos, bo pora była za wczesna. A co tu kryć – Pan Prezydent dostał sraczki po ludzku mówiąc. Każdego może trafić i doprawdy z takim cierpieniem trudno siedzieć na Trójkącie. Choć cholera wie, czy jakaś kucharka z „Układu” nie chciała Pana Prezydenta otruć. Nie wykluczałbym, że minister Waserman, wielki specjalista od hydraulicznych przestępstw politycznych już bada, czy nie doszło do dyspeptycznego przestępstwa politycznego. „Układ” nie śpi, lecz się wPiSuje, czyli podczepia pod PiS o czym uprzedzał ostatnio w „Dzienniku” z kolei Wielki Antyukładowy Szaman profesor Zybertowicz. Ale pojawiły się hipotezy, że być może to jest, no dobra już powiem dyspepsja, polityczna, a nie biologiczna. Nie sądzę, żeby ta hipoteza była prawdziwa, bo w takim wypadku Pan Prezydent – któremu z całego serca życzę pilnego powrotu do normalności – zapewne zapadłby na bardziej estetyczną chorobę, na przykład grypę i to nie ptasią. Fakt zaś, że Kancelaria podała nam tą dyspeptyczną prawdę dowodzi być może, że chciano pokazać, jak wielką odrazę żywi Pałac do wszelkiego chachmęcenia. Choć w tym wypadku może należało  jednak chociaż tak tyciutko pochachmęcić. Co?