Jestem z Układu


KOCHAJ BLIŹNIEGO SWEGO, JAK JARUZELSKIEGO

 To co się wyprawiało wokół generała Jaruzelskiego w tygodniach i dniach poprzedzających Wielkanoc tegoroczną, podsunęło mi taką oto – jak w tytule wpisu – diabelską modyfikację bożego przykazanie, której uległo wielu werbalnie głęboko wierzących.

   Odcinając sią grubą kreską od tej diabelskości, życzę;

WSZYSTKIM BYWALCOM BLOGA MIŁYCH, PEŁNYCH MIŁOŚCI BLIŹNIEGO ŚWIĄT WIELKIEJNOCY

GOSPODARZ.

 

 

56 komentarzy to “KOCHAJ BLIŹNIEGO SWEGO, JAK JARUZELSKIEGO”

  1. narciarz2 napisał(a):

    Zgadzam sie z Toba, Glosie. Kosciol to teatr, inscenizacja, i rytual. Pod zarzadem znakomitego aktora spektakl byl interesujacy oraz budujacy. Po jego smierci sie okazalo, ze byl to teatr jednego aktora. Teraz mamy posuche. Nie ma rownej osobowosci, ktora moglaby zajac uwage widzow. Pozostala pusta scena i tlum statystow w tle. I na tym tle widac problemy strukturalne, ktore zostaly wydobyte na swiatlo dzienne przez najnowsze rewelacje.
    .
    Ja mysle, ze spektakl jest potrzebny, jesli jest dobrze prowadzony. Jak kazdy dobry spektakl teatralny. Cos pozostaje po wyjsciu z teatru. No, ale aktorzy nie powinni przychodzic na scene pijani, bo wtedy sieja zgorszenie. Niestety w Kosciele jest sporo aktorow pijanych wladza, wlasna nieomylnoscia, a czasami alkoholem. Klania sie pewien arcybiskup z Gdanska oraz pewien swiezo upieczony doktor z Torunia.
    .
    Osobna sytuacja panuje w Polsce, gdzie zamiast wiary rozwija sie balwochwalstwo Zmarlego. I to jest naprawde zenujace.

  2. głos zwykły napisał(a):

    Narciarzu2
    Warto podkreślić, że jest to rytuał tak wiele spraw (nie tylko religijnych) obejmujący, że aby pozytywnie się do niego odnosić, jeśli nie chce się osobiście z różnych względów w nim uczestniczyć, być samemu wolnym od jego wpływu, a tym bardziej przymusu.
    I tutaj chyba leży pewna różnica pomiędzy JPII, a innymi kapłanami, opisana w tym artykule GW.

  3. głos zwykły napisał(a):

    Chodzi mi o to, że aby pozytywnie się do niego odnosić, trzeba być samemu wolnym od jego wpływu czy zewnętrznego przymusu.

  4. głos zwykły napisał(a):

    chodzi o to, że trzeba być samemu wolnym etc.

  5. narciarz2 napisał(a):

    Glosie, zgadzam sie. Czlowiek wolny to taki, ktory moze wybrac zlo albo dobro. Oczywiscie lepiej jest, gdy wybiera dobro. I tutaj taka obserwacja: nozownicy z krzyzami w zebach chca uniemozliwic reszcie spoleczenstwa czynienie tego, co w ich pojeciu jest zle. Pol biedy, jesli zmuszani zgadzaja sie z definicja „zle”, ale nozownicy nie dbaja o taka zgode. Zle znaczy zle i nie moze byc dyskusji. Pojawia sie przymus.
    .
    Niedawno mialem taka rozmowe z bardzo katolickim czlonkiem rodziny. Poszlo o ktores przykazanie zwiazane jak zwykle ze strefa ponizej pasa. Powiedzialem „twoje przykazania”, i dowiedzialem sie, ze nie zadne „twoje”. Wszyscy maja sie stosowac. Nie tylko do przykazania, ale takze do konkretnej interpretacji uznanej za jedynie sluszna przez wspomnianego czlonka rodziny. Zadnej dyskusji nie moze byc, bo w gre wchodzi prawda absolutna. Oczywiscie dyskutant wie lepiej, gdzie konkretnie ta prawda sie znajduje.

  6. andiboz napisał(a):

    narciarz2:
    „Potrzeba religi albo wartosci jest taka sama, co kiedys. Jednak nie jest jasne, dlaczego ta potrzeba ma byc zaspokajana przez ludzi o mentalnosci ze sredniowiecza, ubranych w barokowe stroje, i zachowujacych sie tak, jak niegdysiejsza arystokracja. A kiedy jeszcze sie okazuje, ze ci ludzie sa na bakier z rozumem i ze zwykla moralnoscia, to trudno uniknac pytania, po co takie gremium w ogole istnieje? I nie trzeba lewicy, zeby stawiac takie pytania. One sie same narzucaja.”

    I to jest sedno. Serdecznie pozdrawiam.

Skomentuj