Jestem z Układu


Hyde Park – sesja piąta.

LICZNIK PREZYDENCKI:
Do końca kadencji “Prezydenta Swojego Brata”
zostało 824 dni.

Szanowni Państwo,

głosów jest już sporo więc proponuję hyde park, agorę, wiec na polanie, co kto woli.

160 komentarzy to “Hyde Park – sesja piąta.”

  1. Bernard napisał(a):

    Panie Waldemarze,
    teczki Drawicza nie znam, znam natomiast jego dyrektywe w sprawie obchodów rocznicy stanu wojennego i Jaruzelskiego, tudzież jego decyzje w sprawie zatrudnienia mundurowego faceta z dziennika stanu wojennego na dyrektora PROPGRAMOWEGO.
    .
    Nie mam dowodó, że bezpieka podsunęł aWam Drawicza i niezabistowską, podejrzewam, że mogło byc im to na rękę (posiadanie haków), przypominam kto dostał prywatne telewizje i tych osób powiązanie z mrkami PRLu. Przypadek?
    .
    Jeżeli drawicz zerwał donoszenie w 63 roku, to chwała mu, do 89 faktycznie nie miałoby to juz żadnego znaczenia, pod dwoma wszakże warunkami, że po pierwsze powiedziałby o tym przynajmniej premierowi, wicepremierom i głównym doradcom (czyli Panu), a po drugie, że nie zrobił jakiś poważniejszych draństw w czasie współpracy z SB, rozumiem, a na mniejsze machnąć po tylu latach reką.
    .
    Panie waldemarze, ja nie wierzę, że ludzie powiązani z SB ot tak sobie nagle znajduja sie w tak kluczowych miejscach jak rząd, czy TVP. Dleatego wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby ktoś takie osoby rekomendował (no chyba, że były tak „zaaklimatyzowane”, że nie trzeba było ich rekomendować). I nie chodzi o to, że te osoby latały do SB z donosami co się dzieje – ale mogły być potencjalnymi „agentami wpływu” – w kluczowych momentach podejmować ważkie decyzje, a na co dzień normalnie funkcjonować.
    .
    Tak jak z „Dziennikiem” – może być niezależny, ale w kluczowym momencie, raz na kilka lat nie podejmie decyzji sprzecznej ze strategicznymi interesami właścicieli, co było widać w roku 2007.
    .
    pozdrawiam
    Bernard

  2. dark side napisał(a):

    Stanie,
    a ja jestem przeciwko publicznym badaniom lekarskim. Jak dla mnie to wkraczanie polityki w strefe intymna i przekroczenie tego co uznaje za prawo do godnosci kazdego czlowieka. W dodatku wyniki badan bardzo czesto nie sa jednoznaczne. Nie jestem zainteresowana osobistymi przypadlosciami politykow, chyba, ze uniemozliwiaja one pelnienie funkcji.
    Abstrachujac od tego, ze Lech Kaczynski nie jest moim wymarzonym prezydentem wolalabym, zeby powodem jego odwolania, badz przegranej w nastepnych wyborach bylo lamanie prawa, czy nieudolnosc polityczna nie zas fakt, ze ma raka prostaty lub chore nerki.
    dzialalnosc posla Palikota daje wiele radosci spoleczenstwu i wprowadza ozywczy ferment, niemniej troche sie obawiam, ze gdy zaczniemy analizowac parametry zdrowotne wybory prezydenckie zbliza sie niebezpiecznie do rankingu ogierow rozplodowych w stadninach.

  3. głos zwykły napisał(a):

    dark side,
    Być może w Polsce poszczególne instytuty do lenna, tyle że nie partyjne. Przy tym wyglądają one na towarzystwa wzajemnej adoracji. Nie wydaje mi się, aby jakakolwiek partia polityczna miała obecnie wstęp do uniwersytetów i politechnik. W moim przekonaniu są to autonomiczne organizacje, luźno nadzorowane przez właściwego ministra. Nie wypowiem się, czy można mówić, iż są to środowiska, które żywią się patologią, bo tego nie wiem. Jakiś czas temu, raczej dawno rozmawiałem z naukowcami z UW i byli oni bardzo zgorzkniali. Niezłe natomiast miałem wrażenie mając do czynienia z pracownikami naukowymi z wydziału Ekonomicznego UW, przynajmniej przekazywali wiedzę przydatną w życiu zawodowym i dobrej jakości. Z pewnością więc sytuacja od uniwersytetu do uniwersytetu, szkoły akademickiej czy wydziału jest zróżnicowana.

  4. dark side napisał(a):

    glosie,
    to Karol Modzelewski w wywiadzie dla GW obawia sie, ze po zniesieniu habilitacji nastapi upartyjnienie, bo w tej chwili jedynie ten wymog powstrzymuje napor partyjnych kandydatow na „folksdocentow”.
    Tlumaczy sie tymi slowy:
    „(…) przegrani politycy muszą znaleźć dla siebie miejsce. Zależy im przede wszystkim na dużych pieniądzach. Dlatego zasłużony kolega powinien trafić do rady nadzorczej. Ale stanowisk w radach nie starczy dla wszystkich. Skoro nie pieniądze, to przynajmniej honor. W Polsce w rankingach prestiżu na czele listy stoi zawsze profesor uniwersytetu. Ale profesor musi mieć habilitację. Przecież to nieludzkie, żeby nasi partyjni koledzy musieli je pisać!
    W wywiadzie dla „Gazety” („Habilitacji pa, pa”, 3 kwietnia br.) minister Kudrycka wymienia dwa przykłady ludzi, którzy nie zrobili habilitacji, a świetnie by się nadawali na uniwersytet. Obaj to politycy, w dodatku koledzy partyjni pani minister.”
    Nie wykluczm, ze te obawy sa formuowane troche na wyrost :) Nie zmienia to jednak faktu, ze kierownik katedry na uniwersytecie to swietne stanowisko, w dodatku dozywotnie-prestiz, komfort i nienormowany czas pracy, trzy sekretarki zapewniajace pelna izolacje od niesfornej braci studenckiej za panstwowe pieniadze. Kierownik katedry na swoim terenie jest malym bogiem- decyduje o awansach, grantach i wyjazdach, wszyscy mu sie w pas klaniaja na wstepie i na wszelki wypadek. W mojej rodzinie niestety co druga osoba probuje robic kariere naukowa, wiec narzekaniom na feudalny system na uczelniach nie ma konca :)
    Sytuacja na roznych uniwersytetow z pewnoscia jest rozna- wynika to chocby ze specyfiki przedmiotu nauczania, jednak nie zgadzam sie na dzielenie uniwersytetow na takie, ktore maja tylko ksztalcic lub tylko prowadzic badania naukowe. Szkoly prywatne sa zreszta najbardziej poszkodowane pod wzgledem prowadzenia badan- sa nastawione na zysk (szybki) i zwykle szkoda im pieniedzy,a badania sa kosztowne.

  5. głos zwykły napisał(a):

    dark side,
    twoja uwaga odnośnie podziału na placówki dydaktyczne i naukowe, była bardzo przytomna. Wcale nie zorientowałem się że Narciarz2 wyprowadza mnie w maliny, w które sam wcześniej się trochę wyprowadziłem swoim wpisem na temat sposobu awansowania na profesora. Narciarz2 miał jednak b. dobrą uwagę, że podstawą sukcesów w nauce anglosaskiej jest mordercza konkurencja o posady. Rzecz w tym, że habilitacje w Polsce gwarantuje ciepłe dożywotnie posadki :(

  6. dark side napisał(a):

    uniwersytety w Stanach dzieki tej konkurencji przoduja we wszystkich rankingach, jedank wydaje mi sie, ze zeby stworzyc warunki dla konkurencji uniwersytety musza byc prywatne i z tej pozycji starac sie o dotacje. kolo wiec sie zamyka.
    Zrobiles bardzo celna uwage na temat specyfiki naszego rynku, ktora mozna odniesc tez do uczelni wyzszych. Mam na mysli ten wpis:

    .
    „Liczy się bowiem tutaj od dawien dawna umiejętność załatwiactwa, insynuacji, no a żeby stopić się z całością i nie zostać rozpoznany jako “obcy”, trzeba mieć wiele dystynktywnych cech psychofizycznych określających granice możliwości normalnego zachowania się zwykłego matoła.”
    .
    Moj ulubiony Jonasz Kofta wypowiedzial sie wierszem w podobnym duchu: http://www.poezja.org/ind.....8;ude=1891
    polecam Twojej uwadze ten fragment:
    .
    Może mnie wzięła raz ochota
    By powiedzieli: Równy chłop, choć idiota
    Może to dla współżycia w grupie
    Tak heroicznie trzeba zgłupieć
    Człowiek myślący jest solą w oku
    Kretyn to kretyn. Dajcie mu spokój

  7. głos zwykły napisał(a):

    dark side,
    dzięki, za Jonasza Koftę, bo jak dotąd nie interesowałem się tym poetą, a widać, że jednak jest cały czas na czasie…

  8. narciarz2 napisał(a):

    habilitacje w Polsce gwarantuje ciepłe dożywotnie posadki :(
    Podobnie dzieje sie tutaj, z ta tylko roznica, ze „ciepła dożywotnia posadka” nazywa sie „tenure”. Jest dobrze znanym faktem, ze po uzyskaniu „tenure” niektorzy profesorowie przechodza w stan permanentnego odpoczynku naukowego. Zas inni sa dalej aktywni. Jak zwykle, wszystko zalezy od czlowieka. Jedni spoczywaja, inni nie.

    Moral jest taki, ze jesli gdzies postawic krzeslo, to zawsze znajdzie sie czyjas czesc ciala, zeby je wypelnic w mozliwie najbardziej wygodny sposob.

  9. Lex napisał(a):

    W związku z mającym nastąpić ogłoszeniem oficjalnego komunikatu o stanie zdrowia Prezydenta mam mieszane uczucia.
    Kilka miesięcy temu, gdy wybuchła „afera” z – powiedzmy to – dość bezczelnym co do formy – postawieniem tego pytania przez posła Palikota na jego blogu, na blogu albo D. Passenta lub J. Paradowskiej zamieściłem wpis tłumaczący ten gest. Pisałem to jednak w kontekście dopuszczalności takiego pytania, bo były komentarze określające sam fakt postawienia takiego pytania jako skandal. Nie dostrzegałem bowiem w pytaniu ( w jego treści) nic skandalicznego.
    Wątpliwości jakie mi się teraz nasuwają są tego rodzaju: czy są jakieś granice intymności za którymi mogłyby się schronić tzw. osoby publiczne. Czy mamy prawo domagać się – jak chce Palikot – szczegółowego zdawania sprawy z tak intymnej sprawy jak stan zdrowia ? Czy jeżeli tzw. osobie publicznej nie układa się np. życie rodzinne czy pożycie małżeńskie to również ma się to stać przedmiotem publicznych dywagacji ? A takie sytuacje również mogą wpływać np. na decyzje czy sposób wykonywania obowiązków.
    Rozumiem, że mogą się zdarzyć sytuacje, w których poinformowanie o stanie zdrowia osób publicznych zwłaszcza ze świata polityki piastujących najwyższe urzędy w państwie może być celowe, czasem wręcz – konieczne.
    Mam wątpliwości jednak czy obecna sytuacja w państwie , nawet uwzględniająca prezydenckie wpadki i faux pas takie żądania uzasadnia. Skłaniałbym się do stwierdzenia, że nie; że poseł Palikot mówiąc kolokwialnie – przegiął pałę. Nie pierwszy raz zresztą.
    *
    Sprowokowałem na blogu dyskusję na temat zniesienia habilitacji.
    Nigdy nie zajmowałem się działalnością naukową, wiedzy źródłowej w sprawach cierni na drodze robienia karier naukowych zatem nie mam.
    Odnoszę jednak wrażenie – że nawet jeżeli obecny model kariery naukowej z habilitacją jako jej warunkiem – był niedoskonały – to postąpiono „po naszemu” – zamiast zastanowić się jak jak problemy z habilitacją rozwiązać i ją uwspółcześnić – to chce się wylać dziecko wraz z kąpielą, czyli habilitację zlikwidować. W jej miejsce chce się wprowadzić „certyfikaty promotorskie” czy coś w tym rodzaju.
    Czyż to nie jest habilitacja robiona czy udzielana kuchennymi schodami i na tzw. łatwiznę ?
    Kiedyś, chcąc ułatwić dostęp do wiedzy umożliwiono zakładanie szkół wyższych wszystkim, którzy mieli na to ochotę; potworzono nowe kierunki pseudo- wiedzy, których nie bardzo wiadomo jakimi treściami naukowymi wypełnić; ze szkolnictwa wyższego zrobiono biznes. Skutek: mamy do grzmota ludzi z „wyższym” wykształceniem ale poziom wiedzy jaki wiele z tych osób prezentuje jest żałosny. Zwłaszcza dotyczy to właśnie tzw. uczelni biznesowych, tj. zakładanych z myślą o zrobieniu biznesu, a nie wykształceniu ludzi dysponujących wiedzą rzeczywiście na poziomie wyższym.
    Czyżby z proponowanym modelem kariery naukowej miało być tak samo ?

  10. narciarz2 napisał(a):

    Dark:
    Bo coz to jest research university?
    Uczelnia z duzym prestizem zaangazowana w wazne badania naukowe. Pieniadze na badania sa duza czescia jej budzetu. Na przyklad:
    http://www.rochester.edu
    http://www.mit.edu
    .
    Z kolei uczelnia na ktorej nie prowadzi sie badan naukowych (teaching university) jest tylko szkolka policealna.
    Czesto uzywa sie nazwy „liberal arts college”. Pracownik takiej instytucji czesto prowadzi badania, ale w zasadzie nie musi. Pensje na ogol sa nizsze niz na przestizowych uczelniach.
    http://www.hope.edu/about/

Skomentuj