Jestem z Układu

Unia Europejska to nasza niepodległość

wtorek, 18 września 2012

Mój czwartkowy komentarz w Wirtualnej Polsce. Orteg, dzięki za odnotowanie komentarza pod poprzednim wpisem.

Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso opublikował bardzo ważny artykuł „Potrzebujemy Federacji Państw Narodowych”, z taką oto główną myślą: „Musimy przekształcić się w federację państw narodowych. Nie w superpaństwo, ale demokratyczną federację państw narodowych, która będzie w stanie rozwiązywać nasze wspólne problemy, dokonując takiego podziału suwerenności, aby każde państwo było lepiej przygotowane do kontrolowania swojego własnego losu”.

 Wbrew opiniom, ale i pragnieniom, bo i takie się u nas pojawiły, że pod wpływem kryzysu w strefie euro nastąpi powrót do walut narodowych, a może i do Europy państw narodowych, nic takiego się nie stanie. Euro pozostanie wspólną walutą, coraz większej, a nie mniejszej liczby członków Unii, w nie tak znów odległej perspektywie i Polski. Pozostanie też Unia Europejska; bardziej zwarta, bliższa właśnie Federacji, jak to postuluje i zapowiada szef Komisji. Nikt nie weźmie na siebie ponurego odium, jakim byłoby rozpoczęcie demontażu tego najwspanialszego, najbardziej humanitarnego projektu od powstania Europy, jako kulturowej i politycznej odrębności. Nie tylko interes ekonomiczny, choć on także, ale właśnie widmo roli Herostratesa, niszczyciela, podpalacza strzeże Unii. A także inne widmo, o którym śniący Europę znowu tzw. „państw narodowych” widać zapomnieli, ale większość pamięta. To ta właśnie Europa o takiej architekturze politycznej wystawiała prawie każde pokolenie swojej młodzieży na mniejsze lub większe wzajemne mordowanie się pod sztandarami państw narodowych. Więc nie będzie upadku Unii Europejskiej, lecz jej zamiana w Federację Europejską, po przejściu i pod wpływem wielkiego kryzysu. To zarazem test trwałości stworzonej dotąd budowli, pokazując, jak ją wzmocnić i rozwinąć. Paradoksalnie, Unia potrzebowała czegoś takiego.

 Jest zrozumiałe, że w naszych dyskusjach o wstępowaniu do UE i teraz o byciu w niej dużo miejsca zajmuje rachunek zysków i strat, różnie ujmowany. W dalszym ciągu żywa jest filozofia „wyciśnięcia brukselki”, czyli jak najwięcej korzyści i jak najmniejszy nasz wkład, czy to w postaci pieniędzy, czy tzw. suwerenności; „macie szczodrze dawać, ale od naszego domu wara”. A w razie czego wycofujemy się. Ta postawa zasługuje, by zapisać ją na wysokiej pozycji w Księgach Polskiej Głupoty. A widać ją choćby w czwartkowej dyskusji sejmowej nad trybem ratyfikacji traktatu o przystąpieniu Chorwacji do UE.

Unia Europejska to nie jest dla Polski „brukselka”. To najlepsze od co najmniej trzech stuleci środowisko pozwalające nam, a także innym krajom środka Europy, pielęgnować swoją odrębność, tożsamość, wolność, niepodległość. Unia jeśli nawet nie wytępiła, to potężnie osłabiła nacjonalizm, szowinizm, ekspansjonizm, rewanżyzm. To co przez wieki gnało po Europie wszystkich jeźdźców Apokalipsy. Gdyby znikła te potwory prędzej, czy później ożyją. Ktoś powie: nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Tak, ale można wejść do równie złej. Unia to pewność pokoju, a także wolności.

W naszym interesie, naszych dzieci ale także naszych odległych potomków jest, by Polska została w Unii i by stawała się ona coraz bardziej zwartą organizacyjnie przestrzenią dobrobytu, wolności narodów i ludów kontynentu. By mogły żyć w niej bez lęku, że ich siedziby zostaną najechane, a one same będą podlegały przymusowemu przekształcaniu w kogoś, kim nie są i nie chcą być. Im więcej Polski w Unii i im więcej Unii w Polsce, tym lepiej. Idźmy tam dokąd wzywa obecny jej przewodniczący. To jest nasza dobra przyszłość.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Waldemar-Kuczynski-Unia-Europejska-to-nasza-niepodleglosc,wid,14924089,wiadomosc.html

WP – Przebiera się piroman za strażaka

piątek, 7 września 2012

Komentując niedzielne „expose” Jarosława Kaczyńskiego, premier powiedział, że woli, jak prezes PiS bawi się kalkulatorem, niż zapałkami. Także w komentarzach Kaczyńskiemu życzliwych i nieżyczliwych słychać było ulgę, że zniknął Smoleńsk i związane z nim szaleństwa. Słyszałem nawet opinie, że PiS ten kierunek porzuca. Premier na to pozytywnie utrefione widowisko nie mógł zareagować inaczej, jak pozytywnie. Ale nie sądzę, by tak myślał. Jest politykiem o wystarczającej przenikliwości, by nie dać się nabrać. Niestety przytrafia się to wielu komentatorom, kiedy PiS wchodzi w kolejną fazę zmiękczania i pozytywizmu.
 Nie zgadzam się więc ze słowami premiera i z naiwnością wielu komentarzy. To gorzej dla wsi, że piroman bawi się kalkulatorem, a nie zapałkami. Piroman nie kryjący swej pasji jest bezpieczniejszy od tego, który ją chowa i wstępuje straży mówiąc, że będzie pożary gasił lepiej, niż inni. I gorzej dla kraju, gdy partia, a właściwie jej kierownictwo, zafiksowane na tle smoleńskim i na paru innych zaczyna głosić, że chodzi tylko o to, by Polakom dać więcej ulg za mniej pracy i dlatego powinni tę partię i tego lidera popierać. Obraz PiS przedstawiony w niedzielę jest bardziej niebezpieczny!

Zapałki bowiem nie zostały porzucone, lecz tkwią w pudełku przypominającym kalkulator. Szaleństwa smoleńskie nie zostały porzucone, lecz ukryte w partyjnym tabernakulum, gdzie tkwią, jako największa świętość prezesa i jego kręgu, może nie całej partii i czekają na moment. Jak ta iskra z której rozgorzeje płomień, gdy tylko Polacy uwierzą w pozytywność PiS pod tym przywództwem i dadzą mu upragnioną władzę. Nawiasem mówiąc wątpię, czy po wywiadzie we „Wprost” wyleczą się z naiwności gadający, że prezes nie chce władzy?

To, co pokazano w niedzielę, to nie jest nowe PiS, lecz kolejne wydanie starego fałszu o PiS. Pod tym kierownictwem jest ono po pierwsze partią zniszczenia obecnego porządku politycznego i budowania nowego. Po drugie partią rozprawy z częścią społeczeństwa zwaną łże-elitami, których skład swobodnie określa przywódca. Po trzecie partią wierzącą w zamach smoleński. To jest PiS! Jego prawdziwe oblicze widać w „Gazecie Polskiej”, w takich portalach jak Niezależna.pl, wPolityce.pl itp. Innego PiS pod tym kierownictwem nie ma i nie będzie.

Kaczyński nie może wyrzec się wojny z Trzecią Rzeczpospolitą i z owymi łże-elitami, które jej bronią, bo musiałby wyrzucić na śmieci swoją polityczną przeszłość, a więc i przyszłość. Nie może odrzucić mitu, raczej bzdury, pod nazwą smoleński zamach. Pomijając już, że pewno w to wierzy, zostałby wyklęty przez swój elektorat, któremu sam to wmawiał. PiS z nim na czele nie może stać się normalną partią demokratycznego dialogu i sporu. Musi pozostać partią politycznej wojny z ustrojem i z częścią społeczeństwa. Partią groźną dla większości, bynajmniej nie tylko platformianej, która jego wizji nie podziela. Polska dzisiejsza, liberalna daje wszystkim, z ustrojowej zasady, te same prawa do kraju i możliwości jego kształtowania. PiS chce Polski zrobionej pod wyobrażenia jednej czwartej społeczeństwa, w której musiałyby żyć te trzy czwarte. To jest dla tej większości, o różnych przekonaniach i światopoglądach, nie do przyjęcia. Dlatego ta partia gdy zabiega o powiększenie elektoratu musi zakładać maskę, która prawdę ukrywa. Pomysły Kaczyńskiego są dewastacyjne ekonomicznie i dobrze, że to się pokazuje. Ale najważniejsze, że jakie by nie były, to jest nowa maska. Teraz zwana „expose”.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Waldemar-Kuczynski-przebiera-sie-piroman-za-strazaka,wid,14904683,wiadomosc.html

Mowa Kaczyńskiego to lep na naiwnych!

niedziela, 2 września 2012

Wklejam poranny komentarz, który umieściłem na Facebooku. Jest aktualny i po mowie Kaczyńskiego.

 Wiek zmienia perspektywę patrzenia na rzeczy. Im się jest starszym tym ma się większą przeszłość i mniejszą przyszłość. Coraz mniej więc to co będzie, mnie dotyczy i chociaż dotyczy moich dzieci i wnuków, to jednak zaangażowanie w tę przyszłość już mniej moją, czy wręcz nie moją maleje. Wraz z tym słabnie motywacja do zajmowania się różnymi ważnymi, ale jednak jakby trochę nie moimi sprawami. Oczywiście pozostaje motyw przywiązania do kraju, ale to jednak nie to co jego sprzęgnięcie z własnym bytem. I ja to odczuwam, jako brak motywacji do wchodzenie w różne kwestie i spory dotyczące tego czy innego premiera, ministra, słuzby zdrowia, edukacji i tak dalej. Urosło już dostatecznie dużo młodych głów z wielką przyszłością i niewielką przeszłością by się tym zająć. Natomiast jedna sprawa jest dla mnie tak samo ważna, jak była całe życie, wolność jednostki w mojej Ojczyźnie. Potrzeba wolności kiedyś popchnęła mnie do opozycji przeciw komunie. W opozycji żyło się wolnym w niewolnym kraju. Jestem dostatecznie starym by wiedzieć, że wolność choćby nie wiem jak wydawała się utrwaloną oczywistością nie jest dana na 100 % i po wsze czasy. Nawet w kraju Unii Europejskiej i NATO. Więc choć słabnie siła moich „czułków” na różne inne kweste, to na tę na los wolności w Polsce mam je tak samo nastroszone jak dawniej. Dlatego byłem w polowie lat 90-tych ostrym przeciwnikiem prezydenta Wałęsy, bo widziałem w jego ambicjach i działaniach zagrożenie dla wolności obywatelskich. To wyjdzie w moim dzienniku, juz za miesiąć w sprzedaży. Dlatego dziś jestem najostrzejszym jak tylko mogę przeciwnikiem polskiej nacjonalistycznej, konserwatywnej prawicy i jej  wodza Jarosława Kaczyńskiego. Nic dziś nie jest większym zagrożeniem dla Polski niz władza tego nurtu i tego polityka. Trzymanie ich w obywatelskim sanitarnym kordonie to jakwazniejszy cel polityczny. Dobre rozwiązania wszystkich innych zależą od powodzenia tego. Prawica ujawni swoje prawdziwe zamiary wtedy gdy będzie miała potęgę państwa, także represyjną w garści. Do tej pory wszystko co robi i mówi, to lep na ludzi, jak na muchy. Słodki i zabójczy.

I parę moich uwag po mowie J.K z Twittera:

J.K nie przedstawił swej wizji, która ma byc realizowana. To jest PR, że PiS to nie wariaci lecz powaga. Jego wizja to wywrócenie państwa.

Spektakl J.K, jest nastawiony na takich naiwniaków w polityce i w mediach, jak Amber Gold na naiwniaków w ekonomii. Prawdą jest IVRP

Mowa Kaczyńskiego to lep na wyborców. Zresztą taki sobie. Prawdziwy program i prawdziwy PiS jest w Gazecie Polskiej i praktyce 2005-2007.

Ach! Żeby tak ktoś chwycił nas za pysk.

niedziela, 26 sierpnia 2012

 Mój czwartkowy komentarz w Wirtualnej Polsce.

Parę tysięcy jeleni, raczej dzianych, niż biedaków, raczej chciwych niż naiwnych, dało się nabrać obrotnemu młodziakowi i …Polska się wali! Generatory histerii ruszyły pełną parą. Po raz nie wiadomo który.

Polska się miała rozpadać przez aferę ART-B. Wtedy państwo miało koszmarnie zawieść. Przez aferę Rywina, o której do dziś nie wiadomo, czym była naprawdę; grupą trzymającą władzę, czy wyskokiem gościa naprutego (dzięki Doda za to fajne słowo) procentami. Tu już Trzecia RP po prostu leżała bezwładna, czekając na Czwartą, co obwieścił jeden mędrzec o pośpiesznym myśleniu.

Potem Orlen i PZU, afery jak grzmiano największe od 1989 roku. Tyle, że do dziś nikt nie udowodnił, czy w ogóle były. A histeria medialna i polityczna trzęsła krajem przez miesiące wmawiając ludziom, że żyją w europejskiej, co tam – światowej, czarnej dziurze pod każdym złym względem. Wzywano do wzmożenia moralnego, wołano o moralną rewolucję. Skutkiem była największa demobilizacja wyborców od początku III RP, do dziś. Oraz dojście do władzy wstecznej, odwróconej od współczesności, kołtuńskiej i zamordystowskiej koalicji pod kierowniczą rolą PiS braci Kaczyńskich.

Tym się kończą tęsknoty do wzmożeń moralnych, czy „budzenia” (dokładnie mówiąc napuszczania) narodu w wolnym i demokratycznym kraju. Dwa lata później Polacy, tym razem tak zmobilizowani, jak nigdy od 1989 roku odpędzili od władzy tę koalicję z odruchem wstrętu. Mija pięć niełatwych lat, w których rządzący, z różnych powodów, wielu zapowiedzi nie wykonali i podlegali, jak wszyscy u władzy, erodującemu wpływowi czasu i popełnionych błędów. Stracili dużo poparcia, ale najostrzej ich atakujący PiS nie zyskał niczego. Działa odruch wstrętu Anno Domini 2007.

Przypominam dla przestrogi minione nie tyle afery, co histerie wokół nich i skutki. Afera Amber Gold jest realna, ale taka sobie, Tadeusz Mosz z TOK FM słusznie zauważył małą liczbę chciwych i naiwnych, którzy dali się nabrać na tak wielką reklamę, jaka była. Być może także dzięki niezawodnemu zadziałaniu KNF. Ale faktem jest, że pokazała ona przypadki formalizmu, braku wnikliwości i tumiwisizmu w praktyce prokuratury i sądów. One na pewno są obecne także w innych agendach państwa. To jest problem do dyskusji i szukania rozwiązań. Ale na pewno nie jest to powód do formułowania bzdury, że zawiodło państwo. Bo co to znaczy? Każde państwo to struktura rozległa, nigdy nie działająca, jak algorytm, czy szwajcarski zegarek, mająca wiele narosłych nielogiczności, punkty silne i słabe, urzędników dobrych i złych. Dopiero co cieszyliśmy się, jak sprawnie państwo zorganizowało gigantyczną imprezę. I co parę tygodni potem, z powodu jednego małego cwaniaka, jest kupą szmelcu o której każdy głupi może powiedzieć, że zawiodło, bo dwa słowa każdy zna? A co ma powiedzieć Norweg o swoim państwie, które pozwoliło, by szaleniec bezkarnie zabijał przez tak długi czas? Albo Amerykanin o państwie które dopuściło do wyrośnięcia tak gigantycznej piramidy, jak Madoffa, albo Francuz, o państwie, które nie tak dawno długo tolerowało używanie krwi mogącej wywoływać AIDS. A co mają powiedzieć obywatele Grecji, Hiszpanii, Włoch itd.? Co, że wszystko zawiodło?

Określenie państwo zwiodło jest puste, to slogan dla leniwych, albo dla awanturników, bo jedyny wniosek, jaki z niego wynika brzmi likwidujemy to państwo i budujemy nowe. Nie należy lekceważyć tego co przy okazji wyszło z afery Amber Gold. Warto jednak pamiętać, że czasy gdy popularne stają się wołania o silne państwo, silny rząd, silnego prezydenta, silnego przywódcę, po to by zwalczać niegodziwości, lubią kończyć się tym że nastaje państwo silne w trzymaniu obywateli za pysk, a na niegodziwości jeszcze bardziej podatne.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski: http://wiadomosci.wp.pl/kat,133954,opage,5,title,Ach-zeby-tak-ktos-chwycil-nas-za-pysk,wid,14867792,wiadomosc.html#opOpinie

Alians przeciw dzisiejszej Europie?

niedziela, 19 sierpnia 2012
Bardzo i od dawna chcę byśmy zakopali z Rosja okopy a jednak patrzę na list Kościołów bardziej z rezerwą, niż z nadzieją. List jest przedstawiany, jako wezwanie do pojednania Polaków i Rosjan, i w tym aspekcie bardzo chwalony. Tymczasem wygląda on bardziej, jak deklaracja wymierzona przeciwko dzisiejszej Europie, liberalnej i zeświedczającej się. To coś, jak święte przymierze Kościołów, którym do tej odpornej krucjaty potrzebne jest zbliżenie ludzi obu krajów. Chodzi o jednanie się na gruncie wspólnego dziedzictwa Chrześcijańskiego, a nie na gruncie ludzkiego humanizmu, obejmującego także Pussy Riot i obrońców tych dziewczyn a nie tylko chadzających do cerkwi. Abp. Michalik nie pisnął słówka przeciwko szaleńcom smoleńskim póki nie stanęli mu na drodze. Zadecydowała kalkulacja, a nie racja.
Pojednanie nie może dokonywać sie tylko między ludźmi, skoro rozjednywanie dokonywało się między państwami. Rzecz w tym, że pojednanie z dyktaturą, nawet tak rozluźnmioną, jak dziś rosyjska,  jest sakramencko trudne, wręcz niemożliwe, bo ona jest nieprzewidywalna. Możemy mieć i powinniśmy mieć jak najlepsze stosunki z Federacją Rosyjska, ale nie wyobrażam sobie byśmy mogli z nią dojść do takiego zbliżenia, jak z Niemcami.
W wielkim kłopocie jest PiS i cała ta formacja, bo oto ich filar konserwatywny episkopat zawiązuje coś, co z przesadą, ale nie aż tak wielka można nazwać aliansem Michalik – Cyryl – Putin, skierowanym przeciwko Europie. Na pewno coś wymyślą, prezes juz siedzi cicho i główkuje, może prosi o pomoc ducha Dmowskiego.

 

Cwaniak, dzieciuchy i tumiwisizm, czyli Amber Gold.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Moje uwagi o aferze z Amber Gold

http://wiadomosci.wp.pl/kat,126914,title,Cwaniak-dzieciuchy-i-tumiwisizm-czyli-Amber-Gold,wid,14848789,wiadomosc.html

„Solidarność w opozycji – dziennik 1993-1997”

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Zapowiedź wydawnicza II tomu mojego dziennika z lat 1989-2001. Obejmuje okres 1993-1997;http://www.bookmaster.pl/solidarnosc,w,opozycji,dziennik,1993,1997,tom,2/waldemar,kuczynski/ksiazka/657145.xhtmlTom pierwszy obejmujący okres 1989-1993 ukazał się w roku 2010; http://www.ecs.gda.pl/newss/news/2047/archive/33

Tom trzeci obejmujący okres 1999-2001 ukaże się za jakiś czas. 

Bez fałszywej skromności mogę powiedziec, że to są żródła historyczne nie do obejścia. I ciekawe zarazem. Polecam wszystkie trzy tomy.

Uważajcie – PiS się zmiękcza.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Nawet nie próbuję się usprawiedliwiać z wielotygodniowego porzucenia blogu. Miałem mniej czasu, bo kończę prace nad II tomem mojego dziennika tym razem z lat 1993-1997 pt. „Solidarność w opozycji”. Wyjdzie we wrześniu- październiku. Spory prawie 500 stronicowy wolumin. Tom pierwszy „Solidarność u władzy. dziennik 1989 – 1993 wyszedł w roku 2010. Tom trzeci obejmujący okres 1999-2001 wyjdzie za jakieś dwa trzy-lata. Musi sie troche zestarzeć. Ponadto jest lato i my bardzo wiele czasu spędzamy na wsi gdzie nie mam internetu i raz w tygodniu korzystam z internetu w gminie, żeby wysłać czwartkowy komentarz dla Wirtualnej Polski. Ostatni jest tu, wklejam go choć wcześniej zrobił to wiesiek59. Dziękuję: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1027139,title,Waldemar-Kuczynski-ludzie-uwazajcie-PiS-sie-zmiekcza,wid,14833722,wiadomosc.html

 Jeszcze raz przepraszam za nieobecność. Nie gwarantuję, że wrócę do codziennej obecności, chyba, że znajdę nową formułe bloga, bo ta dla której został pomyślany się wyczerpała. Nie dlatego, że  zniknęły powody, lecz dlatego, że spełnia ją Wirtualna Polska i od czasu do czasu internetowa strona Gazety Wyborczej, a także Facebook i Twitter media sieciowe o znacznie powszechniejszym zasięgu. Wszystkich, którzy są na Twitterze i Facebooku zapraszam na moje profile.

 

Prawicowe fioły tańczą ze zwłokami generała.

czwartek, 21 czerwca 2012

 W informacjach o śmierci generała Petelickiego nie ma, jak dotąd, nic, co by wskazywało, że został zamordowany. Na odwrót to co wiadomo z przekazu prokuratury, także z sekcji zwłok, wskazuje, że popełnił samobójstwo. Powiedziałbym; bardzo fachowo, czy filmowo, jak kto woli, wkładając sobie pistolet do ust i pociągając za spust. To tragiczne, budzące współczucie dla rodziny, zapewne finał czegoś, co okazało się ponad jego siły, które wcale nie musiały być takie, jakby na to wskazywał jego życiorys, czy zachowania publiczne. To jest jego tajemnica. Nie zamierzam robić o niej żadnych domysłów. Finał, tragiczny, jest zarazem trywialny, lufa pistoletu w ustach.

Każda gwałtowna śmierć osoby znanej publicznie budzi ciekawość i ciekawstwo. Co się za tym kryje i czy aby ktoś za tym nie stoi. Podobnie było, i nadal zresztą jest, z krystalicznie oczywistym wypadkiem samochodowym Waleriana Pańko, czy z równie krystalicznie oczywistym powieszeniem się Andrzeja Leppera. Podobnych przypadków jest sporo; nie budzących podejrzeń, ze strony badającej je prokuratury, są murowanymi morderstwami dla podejrzliwej części publiki, bo zawsze jest taka, że szuka spisków i sensacji. To normalne i nie byłoby tematu do pisania, gdyby nie nasza polityczna osobliwość, a raczej schorzenie, które trwa sporo lat. Najbardziej pasuje mi określenie „fiołotwór złośliwy”, czyli nie dające się niczym pohamować pragnienie, by Polska, w której żyje taki zainfekowany, wbrew wszelkim oczywistościom, okazała się krajem, jak z Południowej Ameryki, w czasie, gdy w niektórych szalały komanda śmierci. W Polsce szaleje, jak napisał ważny zakażony, „zbiorowy samobójca”. Utłukł kilkanaście, czy kilkadziesiąt osób.W głównym prasowym rozsadniku „fiołotwórstwa”, „Gazecie Polskiej” wywalono o tym „zbiorowym samobójcy” tekst na kolumnę, i to on rozwarł superkomandosowi zęby i walnął mu w mózg.
 
Śmierć generała Petelickiego jest tragedią, ale to, co prawicowa nekrofilia z pisoidalnego świata z nią wyprawia, nadaje się tylko na kpienie i politowanie. Włącznie z tajemniczą „krótką listą” Prezesa Kaczyńskiego złożoną z osób źle mówiących o początkach, czy o całej transformacji i przeznaczonych do likwidacji. Jakieś horrendum! Jak dotąd jedyną „krótką listą” była ta jego brata, może obu braci, z Moniką Olejnik do załatwienia.

Cały ten pisoidalny konglomerat pogrąża się coraz bardziej w aberrację. Każda dobra wieść o kraju, to przerażenie, bo to idzie na dobro Tuska, Komorowskiego i PO! A tu jeszcze Euro 2012 dobrze wychodzi. (Co też gadam! Dziennikarze rosyjscy poparli posła Błaszczaka, że to organizacyjna porażka). W samonakręcającej się karuzeli majaczeń Polska wedle nich to społeczeństwo zniewolone, terroryzowane przez zabójców z rządu i obcych państw, spętane cenzurą i zakazami dla TV Trwam, prześladujące odważnych dziennikarzy itd. A nad tym złowieszcze oblicze cara północy i pani Fuhrer z Berlina rozważających, jak tu jeszcze bardziej wolnych Polaków wziąć w dyby. I generał Petelicki jest jedną z ofiar tego horroru, bo jak powiedziała nieoceniona Jadwiga Staniszkis, wiedział za wiele o tym, czego nie powinien. Uwaga Jadziu, znaczy Ty też wiesz! Jest wcale nie mała liczba Polaków wierzących w te bzdury i wznoszących okrzyki „Jarosław Polskę zbaw”. To sprawia, że nie wolno ich lekceważyć, bo szaleństwa powtarzane i powtarzane, jeśli jeszcze trafią na sprzyjający czas, są jak taki właśnie fiołotwór złośliwy dający łatwo przerzuty, a leczący się ciężko. Na razie jednak szczepionki przeciw szajbie i kordony ochronne z rozsądku ludzi i pogody ducha trzymają się nieźle. Mimo porażki drużyny narodowej.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski
http://wiadomosci.wp.pl/kat,126914,title,Prawicowe-fioly-tancza-ze-zwlokami-generala,wid,14668417,wiadomosc.html

Jak odwołano rząd Olszewskiego

sobota, 2 czerwca 2012

Rozmowa Piotra Rachtana ze mną, chyba w 15 -lecie odwołania tego rządu.

 

Piotr Rachtan: Noc teczek — finał, nie początek

2012-06-02. O rzą­dzie Jana Olszew­skiego, Tade­uszu Mazo­wiec­kim, Jaro­sła­wie Kaczyń­skim i Lechu Wałę­sie mówi Wal­de­mar Kuczyń­ski, eko­no­mi­sta, doradca „Soli­dar­no­ści”, były mini­ster prze­kształ­ceń wła­sno­ścio­wych, zało­ży­ciel Unii Demokratycznej.

Mitem zało­ży­ciel­skim IV RP jest upa­dek rządu Jana Olszew­skiego spo­wo­do­wany „nocą dłu­gich teczek”, tak ład­nie poka­zaną w fil­mie Jacka Kur­skiego „Nocna zmiana”. Jed­nak do prze­si­le­nia dopro­wa­dziło wtedy wiele innych przy­czyn, któ­rych źró­deł trzeba pew­nie szu­kać wcze­śniej. Cof­nijmy się do wyni­ków wybo­rów w 1991 roku. Dla­czego Unia Demo­kra­tyczna nie pod­jęła się wtedy sfor­mo­wa­nia rządu? Była prze­cież naj­sil­niej­szą par­tią w Sejmie.

Par­tii w Sej­mie było wtedy 19  w więk­szo­ści nie­chęt­nych Unii. Ponadto pre­zy­dent, Lech Wałęsa chciał – podob­nie jak Kon­gres Liberalno-Demokratyczny – żeby rzą­dem kie­ro­wał nadal Jan Krzysz­tof Bie­lecki, który gwa­ran­to­wał kon­ty­nu­ację. Wałęsa kom­bi­no­wał, żeby to zro­bić. Sądzę, że dla­tego zapro­po­no­wał Gerem­kowi two­rze­nie rządu. Uwa­żał, że mu się to nie uda, ale wtedy Unia poprze Bie­lec­kiego i sama wej­dzie do jego rządu. Dzi­wiło mnie, jak się do tego zabrał. Pamię­tam aryt­me­tykę sej­mową z któ­rej wyni­kało, że Gere­mek – jeśli miał jaką­kol­wiek szansę utwo­rzyć rząd – to od cen­trum w prawo. A on wziął, jako głów­nego pomoc­nika do two­rze­nia rządu Jacka Kuro­nia, na któ­rego pra­wica bar­dzo źle reago­wała i mógł tylko Gerem­kowi zaszko­dzić w two­rze­niu rządu centroprawicowego.

Unia Demo­kra­tyczna miała wtedy naj­więk­szy klub z 62 posłami. SLD miało 60, PSL i Akcja Kato­licka – po 50.

Szansę miała tylko koali­cja cen­tro­pra­wi­cowa. Bro­nek wziął Jacka – i akcja się nie udała. Więc zre­zy­gno­wał i wtedy do akcji wkro­czył Jaro­sław Kaczyń­ski. Udało mu się stwo­rzyć więk­szość par­la­men­tarną, ale potrze­bo­wał kogoś znacz­nego na pre­miera. Jedyną osobą dla nich był Jan Olszew­ski, ale nie chciał być pre­mie­rem, zapie­rał się i bro­nił rękami i nogami. Trwało to jakiś czas – wresz­cie Olszew­ski pękł. Wywo­łało to entu­zjazm, wia­do­mość przy­niósł chyba Zdzi­sław Naj­der, a może sam Kaczyń­ski, już nie pamię­tam. Zaczęło się wtedy two­rze­nie rządu Olszew­skiego, które omal nie skoń­czyła się klapą, gdy poszło o osobę Leszka Bal­ce­ro­wi­cza, o to, czy ma zostać. Olszew­ski podał się do dymi­sji, ale więk­szość sej­mowa skle­cona przez Kaczora jej nie przyjęła.

A co z Unią Demokratyczną?

Unia była gotowa wejść do rządu Olszew­skiego, w każ­dym razie jej część zwią­zana z Tade­uszem Mazo­wiec­kim. Nato­miast Gere­mek i jego stron­nicy byli prze­ciwni. Na nic im by się ten opór zdał, gdyby nie krę­ce­nia Olszew­skiego, który do rządu chciał dopu­ścić nie tyle poli­ty­ków Unii Demo­kra­tycz­nej, ile osoby z nią zwią­zane, okre­ślane mia­nem eks­per­tów. W zamian liczył na głosy klubu UD. To wszystko działo się tuż przed Wigi­lią. Mazo­wiecki poszedł na roz­mowy z Olszew­skim, a pre­zy­dium Unii cze­kało na wyniki w prze­ko­na­niu, że po doga­da­niu się wróci z Olszew­skim. Wró­cił sam mówiąc, że kon­cep­cja Olszew­skiego jest nie do przy­ję­cia. I w ten spo­sób nie powstał rząd z Unią Demokratyczną.

A jakich eks­per­tów wymy­ślił wtedy Olszewski?

O ile pamię­tam, nie było mowy o nazwi­skach, tylko o zasa­dzie. Olszew­ski mówił Mazo­wiec­kiemu, że chciałby utwo­rzyć rząd autor­ski, co w tam­tych realiach było mrzonką. Wtedy też zde­cy­do­wa­nym prze­ciw­ni­kiem dołą­cza­nia Unii do rządu był Jaro­sław Kaczyń­ski. I co się dzieje? Olszew­ski dostaje misję two­rze­nia rządu z jego poręki, po czym zaraz lek­ce­waży go, mia­nu­jąc sze­fem Urzędu Rady Mini­strów Woj­cie­cha Wło­dar­czyka, a nie Lecha Kaczyńskiego.

Lech Kaczyń­ski miał chyba objąć Mini­ster­stwo Obrony Naro­do­wej, zaś na sta­no­wi­sko szefa URM miał pójść Sła­wo­mir Siwek, który podobno oglą­dał nawet parę razy „swój” przy­szły gabinet?

Bar­dzo moż­liwe. Tak czy owak Kaczyń­ski słusz­nie zoba­czył w tym próbę usa­mo­dziel­nie­nia się Olszew­skiego o niego. Od tego momentu zmie­nił zda­nie, uwa­ża­jąc, że do rządu powinna wejść Unia Demo­kra­tyczna. Wej­ście UD do koali­cji przy­wró­ci­łoby mu moż­li­wość roz­gry­wa­nia part­ne­rów koali­cji i pośred­nio kon­tro­lo­wa­nia Olszew­skiego. Pre­mier nie mógłby być zanadto samo­dzielny. 23 grud­nia powstał w końcu rząd bez Unii i zapa­dła na parę mie­sięcy cisza. Ale pano­wało prze­ko­na­nie, że Olszew­ski będzie musiał w końcu wyko­nać gest wobec Mazo­wiec­kiego. I to się stało w marcu 1992 roku.

Ważne jest by pamię­tać, że rząd Olszew­skiego został narzu­cony pre­zy­den­towi Wałę­sie. Wałęsa od początku był mu wrogi i, po pro­stu, bał się go. Czuł słusz­nie, że rząd Olszew­skiego ma być narzę­dziem wojny Kaczyń­skich z nim. O żad­nej IV RP nie było wtedy mowy. A więc w zało­że­niach tego rządu tkwił kon­flikt z pre­zy­den­tem, który trwał do końca. Cisza na linii rząd UD trwała do odrzu­ce­nia przez Sejm zało­żeń poli­tyki społeczno-ekonomicznej. Olszew­ski uznał widać wtedy, że stoi na rucho­mym pia­sku i wyko­nał ruch w kie­runku Mazo­wiec­kiego. Zapro­po­no­wał posze­rze­nie koali­cji i zasad­ni­czą rekon­struk­cję rządu. W Unii odżyła natych­miast opo­zy­cja prze­ciwko mar­szowi w tym kie­runku, kie­ro­wana przez Bro­ni­sława Geremka i Jacka Kuro­nia, do któ­rej nale­żał wtedy także, ter­mi­nu­jący jesz­cze u Geremka Jan Maria Rokita. Ledwo się zaczęły kon­sul­ta­cje, a Olszew­ski zapał do koali­cji z Unią stra­cił mimo nale­ga­nia Jaro­sława Kaczyń­skiego. Jed­no­cze­śnie w Unii trwała zmowa prze­ciw­ni­ków tych roko­wań. Robili wszystko, by je stor­pe­do­wać. I praw­do­po­dob­nie były rów­no­le­gle kon­takty z Wałęsą, nawią­zane wie­dzy Mazo­wiec­kiego, nie wyklu­czam też, że z PSL-em, mające na celu stwo­rze­nie alter­na­tywy dla rządu Olszew­skiego. W kwiet­niu roz­mowy o koali­cji z Janem Olszew­skim skoń­czyły się niczym,.

A czy jed­nak nie zaczęły się one tro­chę wcze­śniej, w styczniu?

Nie, one zaczęły się w marcu, jak mówi­łem – po odrzu­ce­niu zało­żeń poli­tyki społeczno-ekonomicznej. To było dziwne zja­wi­sko. Naj­ostrzej kry­ty­ko­wała zało­że­nia Unia, za ich anty­ryn­kowe ele­menty, i za to ata­ko­wała ją więk­szość par­tii. To było wtedy w modzie – naj­pierw przy­wa­lić Unii odpo­wie­dzial­nej za plan Bal­ce­ro­wi­cza, a potem rzą­dowi, żeby było jasne, że jest się w opozycji.

Kiedy roz­mowy się zała­mały, wewnętrzna opo­zy­cja UD była bar­dzo zado­wo­lona i Wałęsa też był zado­wo­lony. I wtedy zaczął kusić Mazo­wiec­kiego szansą na powtórne obję­cie sta­no­wi­ska pre­miera. Na tym tle doszło do kolej­nego parok­sy­zmu wewnątrz unij­nej wojny. Trwała ona wewnątrz UD, i wewnątrz tzw. małej koali­cji. Bo pod­czas roz­mów z Olszew­skim doszło do zbli­że­nia Unii z libe­ra­łami i tak zwa­nym „Dużym Piwem”. Do kusze­nia Wałęsy Mazo­wiecki odno­sił się scep­tycz­nie, choć zara­zem miał na to wielką. Nato­miast unijna opo­zy­cja wobec Tade­usza a i libe­ra­ło­wie też, na wizję ponow­nego pre­mie­ro­stwa Mazo­wiec­kiego sta­now­czym opo­rem. I już wtedy poja­wiła się kon­cep­cja z Wal­de­ma­rem Paw­la­kiem. Zapewne od jakie­goś czasu trwały roz­mowy wałęsy z PSL-em. Nie wyklu­czam, że mogło się to odby­wać z jakimś udzia­łem poli­ty­ków z Unii Demokratycznej.

Ale nikt się chyba do tego się nie przyznawał?

Abso­lut­nie nie.

Nie była to decy­zja Mazowieckiego?

Prze­ciw­nie.

No to kto mógł w tym uczestniczyć?

Nie wyklu­czam, że jakąś rolę ode­grał Bro­nek Gere­mek, że była o tym mowa gdy leciał z pre­zy­den­tem do Moskwy. Był prze­wod­ni­czą­cym Komi­sji Spraw Zagra­nicz­nych w Sej­mie. Wkrótce po tym, na początku mają poja­wiła się nagle kon­cep­cja powo­ła­nia nowego pre­miera i padło nazwi­sko Wal­de­mara Paw­laka. To było na zebra­niu pre­zy­dium Unii Demo­kra­tycz­nej i doszło wtedy do ostrej dys­ku­sji w związku z tym pomysłem.

Ponadto nie było też zde­cy­do­wa­nia, że rząd Olszew­skiego trzeba odwo­łać. Trwało to do połowy maja, do oskar­żeń wysu­nię­tych przez Jana Parysa, mini­stra obrony naro­do­wej, że jacyś poli­tycy pró­bują kupo­wać sobie gene­ra­łów. Ja wie­rzę w to, co mówił Parys, że Wałęsa tego pró­bo­wał. I wów­czas poja­wiły się pogło­ski, że z ini­cja­tywy pre­zy­denta pad­nie wnio­sek o odwo­ła­nie rządu.  Mówiło się też, że wnio­sek podobny złoży SLD. Wtedy na posie­dze­niu władz Unii Jan Lityń­ski powie­dział, że musimy to zro­bić my. Bo jak Wałęsa wyj­dzie z ini­cja­tywą , to będziemy musieli go poprzeć, bo to był fatalny rząd. Ale z dru­giej strony, jeżeli wnio­sek poprzemy to zro­bią z nas wałę­sow­skich dwo­ra­ków, na co byli­śmy mocno uczu­leni. Musimy więc zło­żyć wnio­sek wyprze­dza­jący, choć nic nie w wska­zuje, by odniósł suk­ces, będzie to więc raczej demon­stra­cja. Pro­blem agen­tów w ogóle nie był obecny w wewnątrz unij­nych roz­mo­wach na temat rządu. Były dwa powody, dla któ­rych chcie­li­śmy ustą­pie­nia rządu Olszew­skiego. Pierw­szy, to bar­dzo kry­tyczna ocena jego poli­tyki wewnętrz­nej. Drugi to zma­sa­kro­wa­nie wize­runku Pol­ski na zewnątrz.

A agenci?

Wnio­sek Unii o votum nie­uf­no­ści, kiedy o nim decy­do­wano,  nie miał związku ze sprawą agen­tów. Sły­sze­li­śmy, że rząd chce jakąś listę spo­rzą­dzić, ale uchwała, z którą wysko­czył nagle Korwin-Mikke – na pewno uzgod­niona z Anto­nim Macie­re­wi­czem – była zasko­cze­niem. A kiedy doszły jesz­cze absur­dalne wie­ści, że na liście jest Gra­żyna Sta­ni­szew­ska i Jerzy Osia­tyń­ski, Mazo­wiecki, który cią­gle miał waha­nia, czy rząd odwo­ły­wać wyzbył się resz­tek wąt­pli­wo­ści. Było jasne, że mamy do czy­nie­nia z rzą­dem sza­lo­nym. Ale nadal byli­śmy prze­ko­nani, że nasz wnio­sek nie uzy­ska popar­cia. I nagle 1 czerwca Piotr Nowina-Konopka dostał wia­do­mość z PSL, że ludo­wcy pro­szą o pilne spo­tka­nie na naj­wyż­szym szcze­blu par­tyj­nym. Mazo­wiecki był w Pozna­niu. Piotr odpo­wie­dział PSL-owi, że Tade­usza nie ma i że na spo­tka­niu może być on i ja. I oni się zgo­dzili na nie­obec­ność prze­wod­ni­czą­cego Unii, tak im zale­żało na cza­sie. Ale Mazo­wiecki natych­miast wró­cił z Pozna­nia. Spo­tka­nie odbyło się następ­nego dnia w restau­ra­cji „Lers”, koło Arse­nału. Począt­kowo przy­szedł tylko Miko­łaj Koza­kie­wicz, bo Paw­lak zre­zy­gno­wał dowie­dziaw­szy się, że z naszej strony nie będzie „pierw­szego”. Taki ambi­cjo­nalny tik. Ale doszedł dowie­dziaw­szy się, że Mazo­wiecki jest obecny. Tuz przed roz­mową zja­wił się Jerzy Osia­tyń­ski, wprost z przy­ję­cia dla księ­cia Liege, by nam powie­dzieć, że wie od Wachow­skiego, o uga­da­niu Paw­laka przez Wałęsę. I na tym spo­tka­niu dopięto sprawę. Usta­li­li­śmy, że jeżeli PSL zagło­suje prze­ciwko rzą­dowi Olszew­skiego – nie wstrzyma się, tylko sta­nie prze­ciw, z pełną dys­cy­pliną klubu – i jeśli Wałęsa wysu­nie Paw­laka na pre­miera (nie my), to Unia Demo­kra­tyczna zagło­suje za powie­rze­niem mu misji two­rze­nia rządu. Bez roz­strzy­ga­nia, czy do niego wej­dzie, czy nie. I dopiero zawar­cie tego kon­traktu umoż­li­wiło Wałę­sie realne doga­da­nie się z Paw­la­kiem, i stwo­rzyło moż­li­wość prze­gło­so­wa­nia unij­nego wnio­sku o wotum nie­uf­no­ści dla rządu Olszew­skiego. Olszew­ski w ostat­niej chwili pró­bo­wał się jesz­cze rato­wać KPN-em, ale za późno, bo już zostało wystrze­lone działo z listą Macie­re­wi­cza, na któ­rej było nazwi­sko Leszka Moczulskiego.

Kon­fe­de­raci, gdy poja­wiła się pogło­ska o Moczul­skim, w kółko bie­gali do Macie­re­wi­cza pró­bu­jąc cze­goś się dowie­dzieć o swoim wodzu.

Pre­mier liczył, że KPN wej­dzie do koali­cji porzu­ca­jąc Moczul­skiego, gdy inni dzia­ła­cze Kon­fe­de­ra­cji zoba­czą jego papiery. I tu się prze­li­czył, bo sta­nęli murem za Moczul­skim. Tak więc 4 czerwca to była medialna musz­tarda po obie­dzie. Wszystko było gotowe zanim ruszyła kamera Jacka Kur­skiego, by nagrać fil­mik „Nocna zmiana”.

A co na to Kaczyń­ski? W rzą­dzie miał swo­ich ludzi z Poro­zu­mie­nia Cen­trum lub zwią­za­nych z jego środowiskiem.

Kaczyń­ski ulo­ko­wał Olszew­skiego na fotelu pre­miera, ale jak ten prze­stał go słu­chać zaczął pod sze­fem rządu kopać dołki. Upra­wiał opo­zy­cyjne uczest­ni­cze­nie w rzą­dzie, był w koali­cji głów­nym spi­skow­cem. I spi­sko­wał aż do momentu, gdy Unia Demo­kra­tyczna wyszła z wnio­skiem o wotum nie­uf­no­ści. Wtedy znów zmie­nił sta­no­wi­sko o 180 stopni i zwarł sze­regi z obo­zem rzą­do­wym. Jesz­cze po zała­ma­niu roz­mów Olszew­skiego z Unią pró­bo­wał wró­cić do pomy­słu, rzu­co­nego wcze­śniej na próbę przez Mazo­wiec­kiego, by – zamiast zmie­niać rząd – wymie­nić pre­miera. Mazo­wiecki zapro­po­no­wał czło­wieka z ich obozu, mia­no­wi­cie, nie­ży­ją­cego dziś, Jerzego Eysy­montta. Nie­złego eko­no­mi­stę, ale chyba bez wymiaru pre­mie­row­skiego. I już wtedy Kaczyń­ski nad­sta­wił ucha. Ale powie­dział – nie. Nato­miast po zała­ma­niu roz­mów zasu­ge­ro­wał powrót do tej kon­cep­cji. Teraz Mazo­wiecki powie­dział, że już jest za późno. Gdy stało się jasne, że sprawa roz­strzy­gnięta – Kaczyń­ski posta­no­wił wró­cić do macie­rzy. Dla­tego dzień 4 czerwca PC zaczął od róż­nych dzia­łań blo­ku­ją­cych. Obser­wo­wa­łem to z domy, widzia­łem, jak kolejne dzia­ła­nia blo­ku­jące są prze­ła­my­wane. Było jasne, że machina, która ma oba­lić rząd działa i że tego rządu już nie ma.

Jesz­cze po dro­dze był incy­dent z odwo­ła­niem Andrzeja Ole­chow­skiego, mini­stra finansów.

Tego dobrze nie pamię­tam, chyba sam się podał do dymi­sji. Rząd więc został oba­lony, ale wcze­śniej jesz­cze zaczęły krą­żyć nie­po­ko­jące pogło­ski, że ci opę­tani ide­olo­gicz­nymi obse­sjami poli­tycy, dzia­ła­jąc w napię­ciu, mogą zro­bić głup­stwo, pró­bu­jąc roz­wią­zań siło­wych. Na 2 tygo­dnie przed 4 czerwca zano­to­wa­łem w dzien­niku, że pod­czas roz­mowy z Mazo­wiec­kim, Wałęsę bar­dzo nie­po­ko­iły te pogło­ski, także o zamknię­cia go w Arła­mo­wie i usu­nię­ciu z urzędu pre­zy­denta. I wie­rzę w to, co mówił Donald Tusk o roz­mo­wach w cza­sie próby two­rze­nia koali­cji z libe­ra­łami pod koniec 1991 roku. Wszyst­kie sta­no­wi­ska gospo­dar­cze miały przy­paść KLD w zamian za ich przy­łą­cze­nie się do usu­nię­cia Wałęsy, które byłoby oparta na ubec­kich mate­ria­łach. Pre­zy­dent o nich wie­dział i – nie­wy­klu­czone – jakieś miał. Libe­ra­ło­wie wtedy się nie zgo­dzili. Teraz, pół roku póź­niej, Wałęsa był bar­dzo zanie­po­ko­jony. Mazo­wiecki też. Dla­tego popro­sił Andrzeja Mil­cza­now­skiego, by przy­je­chał parę dni wcze­śniej do War­szawy i był do dys­po­zy­cji. Miał cze­kać, żeby, w razie potrzeby prze­jąć naj­waż­niej­szy resort siłowy, czyli MSW i zapo­biec nie­od­po­wie­dzial­nym posu­nię­ciom odwo­ły­wa­nych. Nie po to, żeby szpe­rać po sej­fach w poszu­ki­wa­niu mate­ria­łów na „Bolka”.

Czy roz­po­czy­na­jąc roz­mowy z PSL-em u Lersa, mie­li­ście kon­takty z liberałami?

Uzgod­nień z libe­ra­łami nie było, choćby dla­tego, że sprawa była nagła. Dokład­niej, nie było uzgod­nień od strony Mazo­wiec­kiego. Ale nie mogę wyklu­czyć, że drugi ośro­dek decy­zyjny UD – owa nie­for­malna opo­zy­cja – uzgad­niał cos także z libe­ra­łami. Wszyst­kiego nie wiem. Jestem pewien, że były kon­takty mię­dzy Bron­kiem i Jac­kiem, a Tuskiem i Bie­lec­kim. I myślę, że były też uzgod­nie­nia, doty­czące pre­mie­ro­stwa dla Paw­laka. Nato­miast Mazo­wiecki był prze­ciwny uza­leż­nia­niu roz­mów z Paw­la­kiem od tego, co na to powie­dzą libe­ra­ło­wie. To wpraw­dzie była koali­cja trzech par­tii, jed­nak trzeba było brać pod uwagę siłę każ­dej z nich. Mazo­wiecki miał prawo uwa­żać się za for­mal­nego lidera.

Cóż, stał za nim naj­więk­szy klub w Sejmie.

No wła­śnie. Po oba­le­niu rządu Olszew­skiego były jesz­cze roz­pacz­liwe próby ze strony Poro­zu­mie­nia Cen­trum, które znów zmie­niło sta­no­wi­sko. PC gotowe było pójść na ogromne ustęp­stwa, włącz­nie z powie­rze­niem misji Mazo­wiec­kiemu, byle nie godzić się na wariant z Pawlakiem

To był wybór Wałęsy, i o to wystar­czało Kaczyń­skiemu. Z każ­dym, byle nie z Wałęsą.

Gdyby Unia Demo­kra­tyczna była inna, a Mazo­wiecki był poli­ty­kiem tak cynicz­nym i amo­ral­nym jak Kaczyń­ski, i gdyby Mazo­wiecki nie miał wewnątrz par­tii tak potęż­nej opo­zy­cji, to kto wie, jakby się histo­ria wtedy poto­czyła. A Paw­la­kowi się nie udało…

Tylko 33 dni był premierem…

Tak, i w grun­cie rze­czy ten pomysł, z koali­cją pra­wi­cową ale bez Olszew­skiego został zre­ali­zo­wany póź­niej. Powstał rząd Suchoc­kiej – ale też i bez Kaczyń­skich. I to na życze­nie Jaro­sława. Rząd z udzia­łem PC mógł powstać, gdyby Kaczyń­ski zre­zy­gno­wał z mini­ste­rial­nej posady dla Adama Gla­piń­skiego, któ­rego Suchocka i jej śro­do­wi­sko nie akcep­to­wali. Także dla­tego, że były jakieś zarzuty wobec niego. Ale Kaczyń­ski go bro­nił. To dopro­wa­dziło do usu­nię­cia się PC i Kaczyń­skich na mar­gi­nes, na któ­rym trwali aż do roku 1999.

Dzię­kuję za rozmowę.

Roz­ma­wiał: Piotr Rachtan

tekst był dru­ko­wany przed laty  przez  ”Kon­tra­tek­sty” oraz pism „POgłos”.