Blogerka kataryna opublikowała fragmenty mojego tekstu z roku 1983 „Droga do stoczni gdańskiej”, znadującego sie od 4 lat na mojej stronie internetowej (zakładka – Co robiłem w polityce). Moja Mama mawiała, że jak ktoś chce psa uderzyć to kij zawsze znajdzie. Otóż kataryna jest bardzo utalentowaną poszukiwaczką kijów do bicia nielubianych przez nią psów, ale także do poszukiwania smakowitych kosteczek dla pocieszania lubianych przez nią psów. I zawsze je znajduje. I znalazła!
Podane przez nią fragmenty mają rzekomo potwierdzać to co o ekspertach powiedział na Zjeździe „Solidarności” Jarosław Kaczyński. Jest to zafałszowanie sensu tekstu, nie pierwsze z jej strony w stosunku do tego co napisałem. Gdyby katarynie zależało na przekazaniu tego co wiedziałem i myślałem w czasie „Solidarności” to zadałaby sobie trud dotarcia do mojej ksiażki – dziennika z tamtego czasu (Burza nad Wisłą). Znalazłaby w nim ciąg dalszy tekstu „Droga do stoczni Gdańskiej” pod tytułem „W oku cyklonu”. Ale nie dotarła, bo chodziło nie o prawdę, lecz o uwiarygodnienie, choćby za cenę fałszerstwa sensu tego co napisałem, idola kataryny.
W tym drugim tekście znajduje się taki oto fragment:
„Mazowiecki powiedział, że tworzymy Komisję Ekspertów MKS, jesteśmy pomocnikami strony, a nie mediatorami. Było oczywiste, że mówi jako przewodniczący. NASZĄ ROLĄ NIE BĘDZIE WIĘC DYSKUTOWANIE Z PREZYDIUM ZASADNOŚCI, REALNOŚCI POSTULATÓW, LECZ DOPOMOŻENIE STRAJKUJĄCYM, BY NIE ZOSTALI WYKOŁOWANI, BY JAK NAJWIĘCEJ OSIĄGNIĘTO. DOTYCZY TO SZCZEGÓLNIE PUNKTU PIERWSZEGO, KTÓRY JEST TU DLA WSZYSTKICH NAJWAŻNIEJSZY, WYSTARCZY POROZMAWIAĆ Z ROBOTNIKAMI. Mamy te postulaty przełożyć na język negocjacji. Podstawowa zasada naszej pracy to odpowiadanie na pytania Prezydium, które jest władzą. Ono negocjuje i decyduje” (str.29)
Tego cytatu na stronie kataryny nie ma, choć pewno i on zostałby zinterpretowany, że tu chodziło ekspertom o kapitulację przed władzą.
Teraz o baniu się, bo fragmenty mojego tekstu służą do oskarżania nas o tchórzostwo. Odpowiadam na to tak – baliśmy się w stoczni, jak na pewno większość ludzi, która tam była. I robiliśmy swoją robotę. Zrobiliśmy ją dobrze i walnie przyczyniliśmy się do zwycięstwa. Tylko nieświadomy tego co się dzieje smarkacz, albo narwaniec z wyłączonym instynktem, samozachowawczym mógł się tam nie bać.
Baliśmy się, także o to, żeby nie stało się to do czego doprowadziło czterech umundurowanych gierojów w sierpniu 1944 roku posyłając na rzeź nieuzbrojoną młodzież i przykładając ręce do śmierci jakichś 150-200 tysięcy cywili, którzy mieli prawo żyć. A potem trzech z tych gierojów – jeden miał mniej szczęścia – zamiast strzelić sobie w łeb 4 października 1944 roku, umarło spokojnie, kilkadziesiąt lat później we własnych łóżkach. I – o śmiechu szyderczy z 200 tysięcy zwłok – mają pomniki i nazwy ulic, a pomnika tych 200 tysięcy nie ma nigdzie i są prawie nieobecni podczas rocznic. Do tego nie chcieliśmy dopuścić i się udało. Więc niech mi i moim kolegom z tamtego czasu taka, czy inna swołocz internetowa, czy polityczna, nie zarzuca tchórzostwa. Niech znajdzie się najpierw sama w podobnej sytuacji.
I na koniec. Kaczyński podle kłamał w sprawie ekspertów w stoczni. Nie namawialismy strajkujących do kapitulacji. Kłamał też o roli swojego brata. Na ten drugi temat będzie lada dzień mój tekst w „Rzeczpospolitej”.